Drugi napad tejże nocy, w granicach dawnego województwa sandomierskiego, dokonany był na miasteczko Szydłowiec, leżące przy szosie, prowadzącej z Radomia do Kielc.

Stały tam dwie kompanie pułku mohylewskiego piechoty, pod dowództwem majora Rüidigiera, przeszło 400 ludzi. Na miasto miały uderzyć dwa oddziały powstańcze: jeden pod komendą byłego kapitana gwardii wojsk rosyjskich Augusta Jasińskiego i inżyniera Klimaszewskiego; drugi pod wodzą naczelnika sił zbrojnych  województwa sandomierskiego Maryana Langiewicza.  Jasiński, po wyjściu z wojska,  mieszkał w okolicach Szydłowca, we wsi Jastrząb, oddział jego składał się wyłącznie ze sprzysiężonych radomskich, z uczniów klas wyższych tamtejszego gimnazjum, z mieszczan z Wierzbicy, Skaryszewa i Szydłowca, którym przewodził Kazimierz Wiśniewski, stolarz, późniejszy dowódca żandarmów, powieszony w kilka miesięcy w Radomiu. Oddział ten liczył do 60 ludzi.

Partya Langiewicza złożona była z górników, robotników, urzędników suchedniowskich i drobnych mieszczan z miasteczek okolicznych. Liczba obu tych oddziałów nie jest nam znaną, ale nie przekraczała z pewnością cyfry kilkuset ludzi, uzbrojonych nędznie –  w kosy lub flinty myśliwskie. Pierwsza z tych partyj, zebrawszy się w miasteczku Jastrząb, leżącym w bok nieco od szosy z Radomia do Szydłowca, około trzeciej po południu rozstawiła czaty, wysłuchała nabożeństwa i o godzinie 7 wieczorem, wstąpiwszy po drodze po swego dowódcę Jasińskiego przez Szydłówek udała się do wsi Sadka, i tu, w lesie spotkała się z Langiewiczem. Stąd, wśród nocy chmurnej i dżdżystej, wyruszono na Szydłowiec, szosą od Suchedniowa. Plan napadu był następujący: cały oddział podzielono na trzy części – jedna miała atakować miasto w kierunku starej poczty (dziś odlewnia garnków żelaznych), druga maszerować rozdołem za cmentarzem ku kościołowi i przedrzeć się na rynek; trzecia od Starej Wsi ku folwarkowi Podzamcze. Taki potrójny atak spowodowany był tem,  że jedna kompania nieprzyjacielska kwaterowała w domach dokoła rynku, druga na końcu miasta w koszarach, niegdyś rzeźnią będących; na koniec osobno był magazyn wojskowy z bronią, amunicyą i zapasami.

 Tymczasem  dowódca rosyjski otrzymał wiadomość około północy od zdrajcy Żyda z Jastrzębia, który z miasteczka tego, pomimo czat powstańczych, wymknął się i dał znać, że pod Szydłowcem gromadzą się znaczne tłumy ludzi zbrojnych, więc miał się na baczności. O godzinie drugiej w nocy, gdy zauważył niezwykły ruch na ulicach cichego zwykle miasteczka, kazał uderzyć w bęben na alarm, ale w tej chwili powstańcy, pod wodzą Jasińskiego, wdarli się na rynek i rozpoczęli chaotyczny, świadczący o ich podnieceniu nerwowem, ogień. Kompania nieprzyjacielska, kwaterująca w domach dokoła rynku, zdołała się jako tako uformować w domach około starożytnego ratusza, ale rażona ogniem ze wszech stron, w bezładnej masie zaczęła uciekać. Rüidiger zdołał ją zatrzymać w odległości pół wiorsty (wiorsta 1066,78m.) od miasta, na szosie radomskiej i tutaj z wielkim mozołem uformował w szyk bojowy. Druga kompania, pod dowództwem Władysława Olędzkiego, Polaka i katolika, stojąca na końcu miasta od strony Kielc, w koszarach, które już wcześniej obłożono słomą, została zaatakowana przez Langiewicza, ale dość szybko się uszykowała i po żwawym ogniu z obu stron, wycofała się także z miasta i o świcie połączyła się z Rüidigerem.

  Powstańcy więc zostali panami miasteczka,  przez dwie godziny włóczyli się po niem pijąc po szynkach, szukając żołnierzy rosyjskich lub tych ze spiskowców szydłowieckich, którzy na punkcie zbornym się nie stawili, i tak przeszedł czas do świtu. Za to dowódca rosyjski, mając teraz obie kompanie przy sobie, jak się tylko rozwidniło, wysłał przeciw miastu gęsty łańcuch tyralierów, którzy rozpoczęli rzęsisty ogień, a potem z resztą sił swoich uderzył wstępnym bojem na powstańców. Po krótkiej utarczce , w której Jasiński, dobrze podobno podchmielony, przełażąc przez płot,  został wzięty przez Olędzkiego w niewolę, powstańcy w nieładzie opuścili Szydłowiec i na tem atak się skończył.

  Straty polskie nie są dokładnie wiadome. Nazajutrz z ulic i pól zebrano podobno 36 ciał samych mieszkańców Szydłowca; Rüidiger miał wziąć w niewolę około 70 ludzi; Rosyanie stracili 4 zabitych, 10 rannych i tyluż „przepadłych bez wieści”, że użyjemy terminu urzędowego. Powstańcy zdobyli kilka karabinów, trochę nabojów. Napad ten zaliczyć należy do rzędu zupełnie chybionych, jak w ogóle w całem dawnem województwie sandomierskiem, gdyż dwa ataki na załogi rosyjskie, które w 17 miejscach stały, nie mogą być uważane za powstanie ogólne, jakiego wymagał program wybuchu i jakie zapowiadali Czerwieńcy warszawscy. Dodać wypada, że Rüidiger, wszedłszy z powrotem do Szydłowca, okazał srogość, wszelką przechodzącą miarę.

L. S.    Przedruk z „Biesiady Literackiej” str 269 i 270, rok 1912, 5 października

pisownia oryginalna