Agnieszka (wówczas lat 11) opowiada: ” Z tamtego dnia zapamiętałam bardzo dokładnie mojego tatę, który był bardzo zdenerwowany i zmartwiony. To wszystko dlatego, że moja mama pojechała do siostry w Tomaszowie Mazowieckim, niestety wyłączyli telefony i nie można było się z nią skontaktować. Jednak najlepiej zapamiętałam z racji tego, że byłam wówczas dzieckiem, to gdy włączyłam o 9 rano telewizor nie było „Teleranka”, a przemawiał cały czas jakiś człowiek. Potem dowiedziałam się, że to ten, który wprowadził Stan Wojenny”
Dariusz (wówczas lat 16) wspomina: „Bardzo dokładnie pamiętam ten dzień, bardzo mroźny, ponury i pełen strachu. W telewizji cały czas nadawana była informacja o wprowadzeniu Stanu Wojennego. Prezenterzy telewizyjni ubrani w mundury wojskowe. Na ulicach Szydłowca mundurowi – funkcjonariusze Ormo i Milicji . Wprowadzona od godziny 17-stej godzina policyjna potęgowała ten stan grozy.
Pamiętam jak mój Ś.P. Tata schował za szafę wiatrówkę z obawy , że wpadnie milicja i ją skonfiskuje i jeszcze będą z tego kłopoty. Strach, strach i jeszcze raz wielki strach”
Dariusz (wówczas lat 20) mówi: „W roku w którym wybuchł stan wojenny poszedłem akurat do wojska, w dniu w którym go wprowadzono byłem na przepustce. Pamiętam dokładnie jak rano obudziła mnie matka z sąsiadką i krzyczały o jakiejś wojnie, widać było przerażenie w ich oczach. Na początku byłem zły, gdyż według regulaminu wojskowego przy stanie wojennym powinienem wrócić do jednostki, a na przepustce byłem dopiero trzy dni. W domu odbywały się burzliwe dyskusje nad moim losem, no bo przecież wojna, strzelanie, na pewno coś mi się stanie. Wszystko wyjaśniło się, gdy milicjant przyniósł do domu wiadomość, że natychmiast mam się stawić do jednostki pod groźbą więzienia za dezercję. Pojechałem pełen obaw. Służyłem wtedy w Skierniewicach, gdy tam jechałem uwidaczniała się skala działań wojska, a w szczególności milicji i jednostek ZOMO. Na ulicach Radomia i Warszawy czołgi, opancerzone pojazdy, patrol za patrolem , zdezorientowani Polacy na ulicach. Smutne to wszystko, ale i tak mimo wszystko uważam, że do mojego pokolenia wówczas nie do końca docierało co się tak naprawdę dzieje, dla nas to była raczej przygoda życia.”
Maciej (wówczas lat 24) opowiada: „12 grudnia spędziłem u narzeczonej na wsi pod Szydłowcem, musiałem tam również spędzić noc, ponieważ w nocy z 12 na 13 odwołane zostały wszystkie autobusy, wówczas nie wiedziałem czemu. Gdy włączyliśmy rano telewizor zauważyliśmy, że nie ma żadnych programów, które o tej porze w niedzielę zawsze leciały. W odbiornikach można było tylko zobaczyć wystąpienie Jaruzelskiego ogłaszającego stan wojenny. Narzeczona z matką bardzo przejęły się tym komunikatem, ponieważ w ich rozumieniu ( tak jak i wielu innych) był to początek wojny. Ruszyłem wówczas w drogę powrotną do Szydłowca, około 10 kilometrów na piechotę, na szczęście po drodze nie spotkały mnie żadne nieprzyjemne niespodzianki.
Stefan (wówczas lat 29) wspomina: „Moja przygoda z tą narodową szopką rozpoczęła się 12 grudnia w Radomiu na zjeździe Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej, gdzie wręczali mi medal Jana Krasickiego. Zabrałem głos przed północą w trakcie pokazałem oryginalny asweiz niemiecki mojego teścia z komentarzem , że czeka nas wojna. Ogłoszono przerwę i puszczono komunikat, że najprawdopodobniej rozpoczęła się wojna. Uciekaliśmy do Szydłowca w 10 osób moim dużym fiatem, a legitymacje i odznaczenia schowaliśmy pod dywaniki. Dojechaliśmy i wówczas okazało się, że ja jednak muszę jechać do Suchedniowa, na szczęście jakoś mi się udało, wraz z teściem, który całą drogę spędził z radiem przy uchu.
Jak się okazało mieliśmy Stan Wojenny, nie zdając sobie do końca sprawy co się dzieje, napiliśmy się w Suchedniowie wódki. Może to się wydawać dziwne, ale było nam wówczas bardzo wesoło”
Maria (wówczas 46) mówi: „Wybuch stanu wojennego w Polsce wspominam jako bardzo tragiczny dzień dla mojej rodziny. W nocy do naszego domu wbiegła milicja i aresztowała mojego męża. Gdy tylko odjechali spod domu, pobiegłam do sąsiadów by ich ostrzec o aresztowaniach. Niestety w niektórych domach też nie było mężów moich sąsiadek, zostali podobnie jak mój mąż aresztowani. 13 grudnia 1981 rok spędziłam w poszukiwaniu mojego męża, nie wiedząc czy jest w areszcie szydłowieckim czy może jakimś innym, nigdzie nie chcieli mi nic powiedzieć. Dopiero po kilku dniach dowiedziałam się, że mąż przetrzymywany jest w piwnicy szydłowieckiej komendy.
Tak wspominają wybuch stanu wojennego w Polsce ludzie, którzy żyli w tamtych czasach. Nam młodszym pokoleniom pozostało słuchać tych opowieści i chłonąć historię, która wówczas się tworzyła. Dziś pozostają nam zdjęcia i filmy, chociażby jeden z najnowszych „Czarny czwartek – Janek Wiśniewski padł”.
Nie wiem jak Wy, ale ja akurat jestem ciekaw wszystkiego co działo się wówczas podczas stanu wojennego, dlatego, jeżeli tylko ktoś kto żył w tamtych czasach czyta ten artykuł, to proszę go, aby w komentarzach umieścił również swoje wspomnienia.
Czy dowiemy się kiedyś tej najważniejszej prawdy, że Stan Wojenny był najmniejszym złem? czy nie dało się go uniknąć? czy gdyby nie został wprowadzony Polska zniknęła by z mapy Europy?
{phocagallery view=category|categoryid=45|limitstart=0|limitcount=6|detail=5|imageordering=5}