Kilka dni temu na łamach portalu rozgorzała dyskusja na temat zdalnego nauczania w szydłowieckich szkołach. Dyskusja, która raczej zmierzała w kierunku niezadowolenia rodziców, którzy twierdzili, że nie wszystkie szkoły radzą sobie z tym niespodziewanym problemem czyli zdalnym nauczaniem.
Chwilę później na skrzynkę mailową portalu trafił list od jednego z rodziców z prośbą o opublikowanie pełnej treści. Co niniejszym czynimy:
„Chciałabym wyrazić swoje zdanie n/t dyskusji, jaka ostatnimi dniami toczy się na łamach portalu Nasz Szydłowiec.
Znaleźliśmy się w zupełnie dla nas nowej rzeczywistości, w której najpierw drżeliśmy o nasze zdrowie, a w chwili obecnej o zdrowie i o pracę. Jest to trudny czas dla wszystkich: dla dzieci, rodziców, nauczycieli i wszystkich innych pracowników i pracodawców, a przede wszystkim chorych. Sytacja, w jakiej się znaleźliśmy wymaga od nas wszystkich większej empatii i wzajemnego zrozumienia. Po raz pierwszy staneliśmy przed koniecznością całkowitego przeniesienia nauki poza mury szkoły. Jak to w takich niestandardowych sytuacjach bywa, potrzebujemy czasu na wypracowanie rozwiązań optymalnie najlepszych dla każdej ze stron. Wielu z nas w zdalnej pracy, jak i w zdalnym nauczaniu stawia pierwsze kroki, dlatego pisząc w kontekście edukacji, tak ważna jest komunikacja między nami rodzicami i nauczycielami. Jeśli uważamy, że coś można zrobić inaczej, to myślę, że lepszy efekt przyniosłoby zaproponowanie pewnych zmian bezpośrednio nauczycielowi, niż pisanie na forach w negatywnym tonie. Dla nauczycieli to także wyzwanie i sądzę, że rady i wskazówki ze strony rodziców, nie zostałyby przez nich odebrane osobiście, a wręcz usprawniłyby naukę.
Moje spostrzeżenia z obecnego prowadzenia zajęć są dobre. Oczywiście ciężko, jest pogodzić pracę zawodową, z rolą „domowego nauczyciela”, ale mamy sytuację jaką mamy i musimy sobie jakoś radzić. Nauczyciel wysyła codziennie scenariusz lekcji, urozmaicony linkami nawiązującymi do omawianego tematu. Byłabym niesprawiedliwa mówiąc, że się nie stara. Dobre jest też to, że nauczyciel mając na względzie pracujących rodziców, nie rozlicza uczniów codziennie z efektów pracy i jeśli nie zdążą czegoś zrobić danego dnia, to mogą następnego (najlepiej byłoby być zawsze na bieżąco ale nie zawsze tak się da).Lekcje nie opierają się wyłącznie na zadaniach podręcznikowych i ćwiczeniówce, a linki tematyczne sprawiają, że dzieci chętniej utrwalają poznany materiał. Oczywiście też są gorsze chwile, dzieciom ciężko jest się skupić, są zmęczone. Jednakże wydaje mi się, że taki system nauki sprawdza się w nauczaniu początkowym lepiej niż zajęcia on –line. Nie chodzi tu tylko o brak sprzętu, (chociaż w wielu domach są co namniej dwa urządzenia z dostępem do internetu). Mając scenariusz mogę go realizować po powrocie z pracy, krok po kroku zgodnie z jasnymi, klarownymi zawartymi w nim wskazówkami. Pracując nie miałabym możliwości „dopilnowania” dzieci uczestniczących w trybie nauki on – line. Nie chciałabym dodatkowo obciążać tym osoby, pod której opieką zostają dzieci podczas mojej nieobecności. Wolałabym pozostać przy takim modelu nauczania.
Nie jestem natomiast przekonana, czy bez cienia wątpliwości, możemy mówić, że nauczyciele zrzucają na nas teraz więcej, niż sami wcześniej realizowali z uczniami, kiedy szkoły normalnie funkcjonowały. W jaki sposób to zweryfikować? Jaką mamy pewność, ile materiału zostało przerobione w ciągu dnia? Czy jest to zmierzalne? Czy wszystko musi być odzwierciedlone w zeszycie i ćwiczeniówce? Moim zdaniem problem jest tu bardziej złożony i tkwi w przeładowanym systemie edukacji. Dla większości z nas najczęstszym miernikiem naszej pracy zawodowej jest ilość wydanych decyzji, wysokość pozyskanych obrotów czy ilość klientów, wysokość sprzedaży itp.. Czy jeśli mamy gorszy miesiąc, słabsze wyniki , to oznacza że gorzej pracowaliśmy, a przede wszystkim mniej?
Życzę nam teraz przede wszystkim zdrowia i poczucia bezpieczeństwa. Nikt z nas nie wie jak długo taka sytuacja będzie trwać, dlatego wspierajmy się wzajemnie i doceniajmy to co mamy.
Rodzic.”