Ks. bp Wacław Depo w swoim kazaniu zwrócił uwagę na najpiękniejsze fragmenty z życia zmarłej, w kilku zdaniach starał się przedstawić jak żyła i co po sobie zostawiła śp. Zofia Jarzyńska. Mówił o jej dobroci, o jej pasji do życia, o tym, że do końca nie poddawała się tej strasznej ciężkiej chorobie. Wspominał jak bywał przy łóżku zmarłej w klinice, o tym co mu opowiadała i jak prosiła o modlitwę.
Na zakończenie Mszy Św., kilka słów o śp. Zofii Jarzyńskiej wypowiedział również ksiądz proboszcz Adam Radzimirski. Ksiądz Witold Witasek odczytał natomiast pożegnanie zmarłej, przygotowane przez jej męża.
Po zakończeniu uroczystości pogrzebowych w kościele, śp. Zofia Jarzyńska udała się w swoją ostatnią podróż, na wieczny spoczynek na cmentarzu parafialnym. W kondukcie żałobnym Zofię Jarzyńską odprowadzał tłum ludzi, pomimo nie sprzyjającej zimnej i deszczowej aury, przyszli by towarzyszyć Jej w pożegnaniu ze światem żywych.
Wiele osób dziś wspominało śp. Zofię Jarzyńską, ja również miałem to szczęście, że znałem Panią Zosię. Wiele wspomnień w ostatnich dniach powróciło, chociaż, gdy byłem częstym gościem w domu Państwa Jarzyńskich, byłem w takim wieku, że nie zwracało się uwagi na tak małe rzeczy.
„…Bo ja Pani Zosiu pamiętam! Gdy jako młode chłopaki, wraz z Mateuszem próbowaliśmy zrobić karierę muzyczną w piwnicy pod Waszym domem.
Pamiętam, gdy potem bawiliśmy się muzyką w Mateusza pokoju, a Pani częstowała herbatką.
Pamiętam jak znosiła Pani tą naszą niełatwą i głośną muzykę, wspierając nas na każdym kroku. Nawet kiedyś przyznała się Pani, że w ciepłe wieczory siadała Pani z mężem Andrzejem na balkonie i słuchała Pani jak graliśmy, choć chyba nie było to łatwe w odbiorze…
Pamiętam, gdy przed koncertem w Skarżysku z pośpiechu chciałem pojechać w nieuprasowanej koszulce. Nie puściła mnie Pani, tylko szybko uprasowała mi Pani tą koszulkę.
Pamiętam te wszystkie zdjęcia zrobione przez Pani rękę. Dowodowe, paszportowe, rodzinne…
Pamiętam, że gdy robiłem zdjęcie do dowodu i , gdy zapytałem „ile się należy”, nadstawiła Pani policzek i ze szczerym uśmiechem powiedziała Pani, że „buziak”.
Pamiętam, gdy zaczęło się robić głośno o tym, że piszę sobie w internecie i pojawiali się pierwsi oponenci, wtedy Pani bezinteresownie mnie wspierała i mówiła Pani, żebym działał, że robię coś fajnego, że Pani się to podoba. Było to dla mnie ważne…
Pamiętam jak rok temu Pan Andrzej składał przysięgę burmistrzowską, a gdy składałem mu gratulacje, Pani cicho szepnęła do mnie „fajnie, że jesteś”.
Przypomniałem sobie nawet dzisiaj trzy ostatnie razy, kiedy Panią widziałem: sierpień i wyjście grupy 24 na Jasną Górę, rozpoczęła Pani tą pielgrzymkę na samym przedzie z uśmiechem na twarzy.
W ciepłe jesienne wieczory widywałem Was, Panią Pani Zosiu i Pana Andrzeja jak we dwójkę spacerowaliście po Szydłowcu, jakby się chciała Pani z tym miastem i Jego mieszkańcami pożegnać, a ostatni raz?
Chyba wtedy jak mijałem Panią ze swoją żoną i psem podczas niedzielnego spaceru. Tak bezinteresownie zainteresowała się Pani naszym psiakiem, wypytując o najdrobniejsze szczegóły. Taka właśnie Pani dla mnie była i taką Panią, Pani Zosiu zapamiętam: serdeczną, miłą, uczynną i zawsze sympatyczną.
No i jak z pewnością większość uczestników tegorocznej pasterki , ja również zapamiętam tę noc, gdy ksiądz proboszcz ogłosił Pani odejście. Szok, niedowierzanie. No bo jak to? Pani Zosia nie żyje?! Fakt, była chora, ale już? teraz? w Wigilię? Wydaje mi się jednak, że wiedziała Pani co robi, nie chciała Pani zostawić swoich „chłopaków” nigdy samych w Wigilię.
Żegnaj Pani Zosiu! Niech Ci ziemia lekką będzie. Cieszę się, że choć rzadko, to stawała Pani na mojej drodze.
Panie Burmistrzu Andrzeju, Mateuszu mój przyjacielu oraz Dominiku z rodziną, tylko tak potrafię się z Wami zjednoczyć w Waszym bólu, trzymajcie się!…”
Marcin