Jest 27 sierpień 1944 roku. Być może jest gorąco tak jak to było w sierpniu 2018 roku. Oddziały 72 pp AK i 3 pp Legionów AK, składające się z żołnierzy – mieszkańców Ziemi Radomskiej i Kieleckiej spieszą na miejsce koncentracji przed marszem na pomoc powstańcom w Warszawie…

Pomiędzy Ciechostowicami, Rędocinem i Huciskiem dwie kompanie dowodzone przez ppor. Ignacego Pisarskiego ps. „Maria” i por. Kazimierza Aleksandrowicza ps. „Huragan” zostały wykryte i zaatakowane przez niemiecki Wehrmacht i kolaborujące z Niemcami rosyjskie oddziały „własowców”. Oddziały polskie chciały się przebić przez niemieckie okrążenie. Wywiązała się całodzienna bitwa. Sytuacja była tym trudniejsza, że u „Huragana” byli sowieccy jeńcy wojenni, przygarnięci do oddziału po ucieczce z niemieckiej niewoli. Niestety, przedstawiciele wyzwolicielskiej Armii Czerwonej zdradzili, przechodząc na stronę niemiecką, do „własowców”. Pomimo zdrady i dużej przewagi liczebnej Niemców, wieczorem 27 sierpnia żołnierzom „Marii” i „Huragana” udało się w końcu wycofać na nowe miejsce koncentracji, tracąc tylko 7 poległych i zadając Niemcom wielokrotnie wyższe straty. Poległych miejscowa ludność pochowała na leśnej polanie pomiędzy Budkami a Ciechostowicami. Zwycięzca potyczki, ubóstwiany przez żołnierzy ppor. „Maria” – Ignacy Pisarski z Pionek, niedługo potem ginie w tajemniczych okolicznościach. Nie wiadomo, gdzie jest pochowany.

Na stronie zeszytykombatanckie.pl możemy przeczytać wspomnienie Bitwy pod Ciechostowicami Mjr Józefa Pawlaka „Bartosza”, „Brzoza”, który to fragment prezentujemy poniżej

Po dołączeniu „Marii” ostatecznie wyruszono w nocy z 22 na 23 sierpnia. Wyznaczoną przez Okręg drogą pójść nie było można, gdyż Niemcy rozlokowali tam liczne oddziały czołgów i piechoty z artylerią, przygotowując natarcie na przyczółek pod Magnuszewem, gdzie trwała wielka bitwa pancerna, zakończona jak wiadomo, wspaniałym zwycięstwem czołgistów 1. Armii WP nad doborową niemiecką dywizją pancerną „Hermann Göring”.

 

Postanowiono wyznaczony rejon koncentracji osiągnąć drogą bardziej bezpieczną, obchodząc Radom od południa. Pierwszej nocy dotarto do lasu majątku Gębarzew, gdzie pozostaliśmy dwa dni daremnie oczekując na „Graba”. W nocy z 24 na 25 osiągnięto lasy w rejonie Łączany-Pomorzany, a rankiem 26 sierpnia – las położony w trójkącie wsi Zbijów-Jagodne-Niedźwiedzi Kierz, 6 km na południe od Szydłowca.

 

Odpoczynek dzienny w tym małym lesie nie należał do przyjemnych. W bezpośrednim sąsiedztwie leżała wieś Jagodne, w której kwaterowała dość liczna jednostka pancerna.

Z drugiej strony we wsi Niedźwiedzi Kierz stał oddział własowców. Cały dzień spędzono bardzo czujnie, nie chcąc zdradzić swej obecności. Po południu tego dnia nadszedł, drogą radiową z Okręgu, rozkaz zameldowania się z oddziałem na wzgórzu 310 (Ciechostowice), parę kilometrów od Skarżyska.

 

Przed wieczorem opuszczono lasek pod Jagodnem udając się w nakazanym kierunku. O świcie szpica osiągnęła Ciechostowice, gdzie natknęła się na silne zgrupowanie własowców. Postanowiono ominąć wieś i po odejściu ok.1,5 km w głąb lasu nakazano postój ubezpieczeniowy, gdyż dojście do wzgórza 310 całym oddziałem z taborami okazało się niemożliwe ze względu na konieczność wykorzystania jedynej drogi w skalistym terenie, prowadzącej obok wiosek Leszczyny i Huciska zajętych przez oddziały Wehrmachtu.

Na postoju przyjęto następujące ugrupowanie: „Huragan” ze swą kompanią na wschód od drogi Ciechostowice-Leszczyny z wysuniętymi ubezpieczeniami na drodze do Ciechostowic i Hucisk; „Maria” bardziej na wschód z zadaniem ubezpieczenia postoju od wsi Leszczyny i Woli Korzeniowej. Tabory, osłona radiostacji i oddział specjalny rozlokowały się pośrodku, ubezpieczając się od południa.

 

Po sformowaniu ugrupowania, ubezpieczenie „Huragana” od strony Ciechostowic zostało zaatakowane przez konny oddział własowców, w chwili gdy radiotelegrafista Kazimierz Kasperek nawiązał codzienną łączność radiową i prowadzona była odprawa patrolu dowodzonego przez Andrzeja Stanisława Rojka, którego zadaniem miało być nawiązanie łączności ze zgrupowaniem znajdującym się gdzieś w pobliżu wzgórza 310. Kompania „Huragana” otworzyła gwałtowny ogień.

 

Po chwili sytuacja stała się jeszcze nieprzyjemniejsza, gdyż na odgłos strzałów „Maria” bez rozkazu poderwał swoją kompanię i jak huragan przebiegł z nią obok dowództwa i taborów zupełnie nie reagując na wezwanie do zatrzymania się, po czym dołączył do kompanii „Huragana” na jej froncie szerokości ok. 250 metrów.

 

Po zarządzeniu pogotowia marszowego dla taborów „Bartosz” z „Heleną” pobiegł na linię walki. Sytuacja ta wydała się nader krytyczna. Cała kompania „Huragana” była związana walką z nacierającym wrogiem, od którego dzieliła ją stumetrowa polanka. „Maria” daremnie próbował dopaść zagajnika po przeciwnej stronie polanki tracąc paru ludzi, a niepowodzeniem powziętej przez siebie akcji był tak podenerwowany, że nie reagował na żadne rozkazy.

Tymczasem wróg rozpoczynał manewr oskrzydlający, biorąc zgrupowanie w kleszcze z obydwu stron. Poza tym z tyłu od strony Leszczyn stwierdzono również jakieś ruchy. To Wehrmacht zajmował stanowiska bojowe. Patrol ubezpieczający na drodze z Ciechostowic do Woli Korzeniowej też już walczył. W tej sytuacji postanowiono jak najszybciej wycofać się na zachód. „Helena” udał się do taborów z poleceniem odesłania ich wraz z oddziałem osłony radiowej na tyły frontu własnych kompanii, podczas gdy „Bartosz” próbował rozszerzyć front na prawo, by nie dać się odciąć od większych połaci leśnych leżących dalej na zachód, dokąd zamierzano się wycofać.

 

Na szczęście „Longin”, natychmiast ściągnął swój oddział liczący 36 ludzi. Poszedł z nim w prawo w celu zabezpieczenia prawego skrzydła. Po przejściu ok. 200 metrów napotkaliśmy na liczniejszego wroga próbującego oskrzydlić oddział od zachodu. „Longin” chciał atakować. Nie pozwoliłem, nakazując utrzymanie stanowisk i obronę na miejscu, tym bardziej że prawe skrzydło „Longina” panowało ogniem wzdłuż dość szerokiego wyrębu leśnego prostopadłego do linii frontu, co nas częściowo zabezpieczało przed dalszym oskrzydleniem z prawej strony.

Spokojny o prawe skrzydło „Bartosz” wrócił do „Huragana”, skąd mógł obserwować „Helenę” próbującego wycofać tabor. Udało mu się to wreszcie, choć tylko częściowo, gdyż kilka koni zostało zabitych i dwa wozy stały się łupem wroga.

 

Po nadejściu „Heleny” poleciłem mu ściągnąć ze stanowisk kompanie „Marii” i „Huragana” i wycofać się drogą obok Hucisk na wzgórze 310, a sam wyruszyłem z osłoną radiostacji przodem w celu zabezpieczenia przejścia oddziału od strony Hucisk.

 

W Huciskach nie trafiono na opór. Kwaterujący tam jacyś taboryci wycofali się pośpiesznie bez żadnego strzału w przeciwny koniec wioski. Został uchwycony mostek na strumyku przepływającym bagnistym terenem przy południowym skraju wsi, skąd zauważono posuwające się tabory z dołączającymi do nich grupkami ludzi. „Bartosz” wysłał wówczas dwóch gońców do „Heleny” z zawiadomieniem, że droga wolna i że idzie dalej w kierunku wzgórza 310, pozostawiając na mostku patrol ośmiu ludzi jako ubezpieczenie od Hucisk. „Bartosz” z kolei, nie mogąc się doczekać „Heleny” wysłał patrol do Hucisk, który powrócił po upływie pół godziny meldując, że na mostku pod Huciskami nie ma nikogo, choć w kierunku mostku zbliżają się tyralierą własowcy. Wysłane w ciągu dnia tak przez „Bartosza”, jak i przez „Helenę” patrole nie dały żadnego wyniku i w ten sposób „Bartosz” znalazł się z szesnastoma ludźmi w niezwykle trudnej sytuacji.

 

Z nastaniem zmierzchu postanowił wejść na drogę, którą musiał pójść „Helena”. Noc była zupełnie ciemna. Szedł na czele oddziału kierując się instynktem, gdyż niewyraźną drogę leśną zgubił w ciemnościach. Ludzie szli gęsiego. W tym też czasie Niemcy rozpoczęli ostrzeliwanie lasu ogniem nękającym z moździerzy i granatników. Przypadek zrządził, że jedna z serii (trzy pociski) uderzyła tuż przed oddziałem, nieco z prawej strony. Żołnierze na chwilę przywarli do ziemi, a po wybuchach, w celu odskoczenia z ostrzeliwanego terenu, ruszyli biegiem naprzód. Wkrótce z tyłu , za oddziałem, nastąpiły nowe trzy wybuchy. Ogień tego rodzaju prowadzili Niemcy po całym lesie przez około godzinę.

 

Po wykonaniu skoku sprawdzono obecność ludzi i, niestety, było ich tylko sześciu. Reszta przypuszczalnie cofnęła się, po pierwszych wybuchach, nieco do tyłu i nie słyszała rozkazu skoku w przód. Próbowano odnaleźć ich, nawoływaniem, w rezultacie grupa została ostrzelana z broni maszynowej z niedalekiej odległości. Okazało się, że byli tuż przed Huciskami, gdzie kwaterowali Niemcy. Cóż można było czynić w tej niesamowitej sytuacji? Z pozostałych sześciu ludzi „Bartosz” wysłał – czterech (dwa patrole po dwóch) do ppłk. Zygmunta Żywockiego z meldunkiem obrazującym położenie, w jakim się znalazł, sam natomiast z dwoma pozostałymi ludźmi postanowił szukać oddziału, który poszedł nocami na inny teren.

Nocą z 29 na 30 sierpnia zgrupowanie przeszło pod Suchedniów na tzw. Świniogórę, prowadzone przez specjalny oddział ze zgrupowania, z którym dnia poprzedniego nawiązał kontakt „Helena” i objął dowodzenie nad zgrupowaniem.

 

W czasie marszu ubezpieczenie stoczyło krótką walkę z Niemcami w Odrowążu. Na Świniogórze spotkano brygadę AL. W wyniku przeprowadzonej rozmowy por. „Helena” przekazał tam 80 ludzi z kompanii „Huragana”. Byli to żołnierze radzieccy częściowo odbici w Policznie, a częściowo ci, których udało się nakłonić do opuszczenia służby u Niemców.

Stany oddziałów po bitwie pod Ciechostowicami znacznie zmalały. Ubyło 7 zabitych i 8 rannych, których część, ciężko rannych, zostawiono na jednej z gajówek, pod opieką ludzi z konspiracji. Kilka patroli zgubiło się w lesie. Z ochrony radiostacji większość nie odnalazła już oddziału. Po tych ubytkach liczba doprowadzonych na koncentrację żołnierzy wynosiła nieco ponad 200 ludzi.

 

Wspomnieć trzeba, że część ludzi z tej grupki, która pierzchła w chwili wybuchu pierwszych pocisków granatnika, dotarła do Obwodu i złożyła oficjalny meldunek o rzekomej śmierci „Bartosza”. Oświadczyli, iż na własne oczy widzieli, jak został on rozerwany przez granat. Żona „Bartosza” została o tym „urzędowo” powiadomiona i czuła się wdową – przez trzy dni, tj. do nadejścia wysłanych przez męża gońców, którzy pogłoskę zdementowali.

Po tym incydencie oddział już bez przeszkód dotarł do rejonu Zaborowice-Trawniki dołączając do zgrupowania. Oddział wszedł w skład 3 pp 2 Dywizji Leg. AK dowodzonej przez płk. „Lina” Antoniego Żółkiewskiego. Wkrótce nadciągnęli „Grab” i „Tomasz” z oddziałem liczącym 207 ludzi. Łącznie zatem z Obwodu kozienickiego wzięło udział w koncentracji około 420 ludzi, zorganizowanych w batalion, którego dowódcą został „Grab”. Nieco później batalion został przydzielony nowo formującemu się 172 pułkowi piechoty, w którym pozostał do momentu rozwiązania koncentracji.

 

Uzbrojenie batalionu przedstawiało się dobrze. Każda kompania była wyposażona w 3 piaty, 9-12 ciężkich lub ręcznych karabinów maszynowych, około 60 pistoletów maszynowych i tyleż kb. Każdy żołnierz miał 2-3 granaty i dostateczną ilość amunicji, prócz tego co trzeci żołnierz posiadał pistolet.

Poniżej przypominamy nazwiska poległych:
1. Pchor. Jerzy Sentowski „Sowa”,
2. Plut. Bohdan Nowaczek „Swoboda”,
3. Plut. Kazimierz Pająk „Granit”,
4. Pchor. Jerzy Pęczkowski,
5. Plut. Stefan Banaś „Granat”,
6. Kpr. Adam Fido „Jaskółka”
7. Plut. „Jastrząb” nn.

Cześć Ich Pamięci!

26 sierpnia 2018 roku władze samorządowe, przedstawiciele kombatantów oraz mieszkańcy złożyli hołd poległym podczas uroczystości 74. rocznicy Bitwy pod Ciechostowicami.