28 grudnia 2007 roku w nocy ze swoim życiem postanowił skończyć Andrzej Siewierski, lider, wokalista i gitarzysta zespołu Azyl P. Wielu z nas z pewnością pamięta 29 grudnia tamtego roku, kiedy informacja o śmierci Andrzeja zaczęła nieść się po Szydłowcu.
O problemach życiowych i zdrowotnych Andrzeja wiedziało niewielu. Większość postrzegała go jako wesołego faceta, utalentowanego muzycznie, choć pewnie nie do końca spełnionego.
Wiele razy można było usłyszeć opowieści, że Andrzej Siewierski marzył o powrocie Azylu P. na scenę. Niestety nie wszystko szło po jego myśli, rynek muzyczny nie był zainteresowany, a jemu samemu nie starczyło sił, czego efektem był dramatyczny krok i popełnienie samobójstwa.
Dziś 15 lat po tamtych wydarzeniach warto Andrzeja Siewierskiego wspomnieć jako twórcę przebojów polskiej muzyki rockowej, frontmana legendarnej grupy Azyl P. która powstała 40 lat temu w Szydłowcu, kogoś kto rozsławiał Szydłowiec w całym kraju.
Poniżej zebraliśmy wspomnienia o Andrzeju Siewierskim:
Teresa Siewierska, nieżyjąca już, mama Andrzeja (wypowiedź z 2015 roku)
„Jestem ogromnie wdzięczna za to, że w Szydłowcu organizowany jest koncert pamięci mojego Drogiego Syna Andrzeja. Mam nadzieję, że organizacja dorocznych spotkań dla młodzieży posłuży promocji Szydłowca i muzyki rockowej, której wielkim fanem był mój syn Andrzej. Ktoś kiedyś powiedział, że nie umrze zupełnie nikt, o kim się pamięta. Organizacja tego koncertu byłaby corocznym pomnikiem dla Jego pamięci”
Marcin Grochowalski (perkusista Azylu P.)
„Andrzej to był bardzo zdolny facet, zawsze byłem pełen podziwu dla niego, piosenki przychodziły mu do głowy tak łatwo, brał gitarę do rąk i po prostu grał. Nie wiem jak to się działo, to było jakieś magiczne. Poza muzykowaniem, co było nierozłączne w naszych kontaktach był po prostu moim naprawdę dobrym kumplem. Informacja o jego śmierci była dla mnie ogromnym szokiem, nie chciałem w to uwierzyć, nigdy nie zapomnę tego sobotniego poranka. Nie chcę, żeby zabrzmiało to jakoś bardzo patetycznie ale codziennie się zastanawiam dlaczego tak się stało.” – tak o Andrzeju opowiadał nam Marcin Grochowalski, perkusista Azylu P.
Dariusz Grudzień (basista Azylu P.)
Andrzej był najprawdziwszym artystą, huśtawka nastrojów, jak było dobrze to było dobrze, a jak źle to nie odzywaliśmy się do siebie rok nawet dwa. Zawsze było tak, że były między nami jakieś wzajemne pretensje, ale jak się potem spotykaliśmy to tak jakby nigdy nic się nie stało ,tak jakbyśmy się nigdy nie rozstawali. Jak braliśmy instrumenty do ręki to, jakbyśmy nigdy nie mieli przerwy tylko grali non stop. My się uzupełnialiśmy tym, że on mi mówił że jestem zajebisty, a ja jemu że on jest zajebisty, dlatego trzymaliśmy się tylko we dwójkę. Andrzej wiedział czego chciał, i tego samego wymagał od ludzi. Jeśli chodzi o sprawy artystyczne to miał swój muzyczny świat, czas szedł do przodu a on nie tolerował nic nowego. Jego interesowała tylko melodyka . To było bardzo dobre oczywiście i przez to był bardzo prawdziwy i oryginalny. Tylko że w momencie kiedy ta muzyka nie była popularna to on nie miał z nią szans. W latach 90-tych kawałki które chciał grać , to był obciach. Dopiero teraz powróciła ta muza ale Andrzej nie doczekał .Strasznie to wszystko przykre.
Gdy dowiedziałem się, że nie żyje pomyślałem tylko jedno : „Zrobił to” ….Byłem w silnym szoku …Nie potrafiłem nic zrobić…Niczym się zając, nie mogłem się skoncentrować ,sparaliżowało mnie to… było mi na prawdę bardzo ciężko…
Marek Piekarczyk (TSA)
Nie chcę opowiadać jakichś historii, straszliwych legend czy coś takiego. Często się spotykaliśmy z racji tego że mieszkaliśmy w jednym hotelu, graliśmy koncerty, na tej samej scenie występowaliśmy . Pamiętam taki incydent jak w Warszawie wpadli zomowcy i wspólnie z Andrzejem się przed nimi ratowaliśmy . Mieliśmy przejścia nawet takie martyrologiczne trochę. W każdym razie był to normalny koleś, wokalista.
Gdy dowiedziałem się, że nie żyje byłem bardzo zdziwiony tym, że to się w ogóle stało! Myślałem że jest radosnym człowiekiem, chociaż podejrzewam że ludzie tego rodzaju jak Andrzej mają przerąbane w takim mieście jak Szydłowiec. Tak jak ja w Bochni , zawsze patrzono na mnie jak na dziwaka, jak na kogoś kto jest niebezpieczny, dziwny, inny.
Krzysztof Jaryczewski „Jary” (Oddział Zamknięty)
Andrzej Siewierski to był mój dobry kolega z tamtych czasów. Rozmawialiśmy nie raz i nie dwa na wiele tematów, również na te trudne. Rozmawialiśmy również poza koncertami, często telefonicznie. Wiadomość o jego śmierci była dla mnie szokiem, chociaż wiedziałem, że dzieje się źle. W takich momentach zawsze czuje jakiś rodzaj lęku i złości.
Wspominam go w głównej mierze jako wrażliwego i delikatnego człowieka i ta rockowa maska, chyba służyła mu właśnie do tego by przykryć tę wrażliwość. Przynajmniej ja takie wrażenie odnosiłem. Trochę też chyba nie potrafił sobie poradzić z relacjami z ludźmi. Był bardzo empatyczny, pamiętam, że jak rozmawiałem z nim to wsłuchiwał się, starał się zrozumieć, przeciwieństwem tego typu jest ktoś kto mówi bez przerwy i nie za bardzo zwraca uwagę co się do niego mówi. Andrzej taki nie był, Andrzej był uważny.
Nie pamiętam w sumie jak się dowiedziałem, czy to od Darka dostałem smsa, czy to ktoś inny mnie poinformował, wiem że myślałem, że ktoś robi sobie jaja. Wiedziałem oczywiście, że Andrzej ma problemy z depresją i nie tylko, bo zwracał się wcześniej do mnie o pomoc, żebym gdzieś tam go skierował. Nie przypuszczałem jednak, że to się może tak skończyć i choć jest to trochę toksyczne, to miałem poczucie winy, żałowałem że nie znalazłem więcej czasu, nie poświęciłem mu więcej uwagi, że nie wyszedłem mu na przeciw. No, ale cóż. Ja też tak mam, bo jestem dosyć wrażliwy i biorę do siebie różne rzeczy. Z drugiej strony, ponieważ sam miałem próby samobójcze, uważam że to jest każdego wybór. Widocznie to co go otaczało, to z czym się mierzył, było ponad jego siły i wybrał jak wybrał. To bardzo radykalny wybór, ale zawsze jego.
Specjalną piosenką Andrzeja Siewierskiego wspomniał Jacek Perkowski „Perkoz”, gitarzysta Azylu P.
Muniek Staszczyk (T.Love)
Chłopaków z Azylu P. poznałem dopiero wtedy, gdy już nie grali, oczywiście poprzez „Perkoza”. Przygotowując się do koncertu w Szydłowcu dogłębnie zapoznałem się z muzyką Azylu. Wiedziałem oczywiście, że Andrzej popełnił samobójstwo, ale nie znałem szczegółów, że chorował itd. Przygotowując się próbowałem wejść w jego wrażliwość, szczególnie w tych piosenkach które wykonałem. Wiadomo, że facet pisał te kawałki jak miał 20 lat, ale chyba już wtedy można było wysnuć jakiś taki niepokój. Stało się jak się stało, ale osobiście bardzo tego żałuję, bo jestem przekonany, że gdyby wrócili na scenę przed śmiercią Andrzeja, to graliby do dziś. Przebywając w Szydłowcu zauważyłem jak Andrzej jest ważny dla mieszkańców, co rusz podchodzili do mnie i opowiadali, że go znali, że chodzili razem do szkoły, ten facet żyje cały czas w Szydłowcu.
Juan Carlos Cano (meksykański wokalista, zwycięzca Voice of Poland)
Nie znałem muzyki Azylu P. do tej pory, ale już się z nią zapoznałem i mogę powiedzieć, że jest świetna. Z Andrzejem Siewierskim według mnie mamy totalnie inne głosy. Andrzej pisał świetne piosenki, miał dar do przebojowych numerów i do wpadających w ucho melodii. Ja czuję te piosenki, rewelacyjnie mi się je śpiewa i może stąd takie opinie, że pasuje do Azylu P.
Titus (Acid Drinkers)
Nigdy nie poznałem Andrzeja Siewierskiego osobiście, ale bardzo cenię twórczość tego człowieka. Jego numery dobrze się śpiewa, te numery naturalnie wchodzą do głowy, te numery to jest czystej postaci rock’n’roll. Niesamowicie naturalnym kawałkiem jest „Twoje życie”, który w moją duszę wchodzi z miejsca. Ten numer pisał ktoś kto dokładnie wiedział na czym polega życie. Kiedy śpiewam „Twoje życie” czuję się na scenie wyśmienicie, ponieważ jest on od początku do końca prawdziwym rock’n’rollem.
Stefan Wesołowski (dyrektor Domu Kultury w Szydłowcu, w latach działalności Azylu P., wypowiedź zapisana w niewydanej do tej pory książce o Azylu P., autorstwa Agnieszki Wiśniewskiej)
Często rozmawialiśmy przed śmiercią Andrzeja i odczuwałem jego żal do życia. Nawet jego ostatnie kompozycje o tym świadczą. Szkoda. Zbyt dużo obiecano Azylowi i muzycy też zbyt dużo sobie obiecywali. Stefanowi wydaje się, że Andrzej miał tego świadomość. Po prostu zabiła ich bariera z małego miasteczka, kiedy zostali rzuceni na głęboką wodę. Chociaż zagrali w przedziwnym stylu nie znalazł AZYL swojego azylu. Azyl P. to historia do pracy magisterskiej, o paru takich z małego miasteczka, co chcieli zawojować Polskę. Na kilka dni przed śmiercią rozmawiałem z Andrzejem. Dało się wyczuć, że Andrzej jest wypalony. Problem alkoholowy nie pozwalał mu żyć, wpadł w jego szpony. O śmierci Andrzeja dowiedziałem się sms-em. Byłem na jego pogrzebie.
Marek Wiernik (dziennikarz muzyczny)
Odejście Andrzeja Siewierskiego było według mnie najgorszym co mogło spotkać zespół Azyl P. To on był liderem, frontmanem, to on wymyślał te wspaniałe rockowe melodie. Był niesamowitym, charyzmatycznym wokalistą. Andrzej jednak cały czas z nami jest i słucha tych wspaniałych koncertów organizowanych ku Jego pamięci.
28 grudnia 2007 zmarł Andrzej Siewierski z zespołu Azyl P. Pamiętamy!