W większości publikacji na temat księdza Romana Kotlarza brak jest informacji na temat jego pobytu w Szydłowcu, a przecież był to ważny moment w jego życiu.

W naszym mieście 26 – letni ksiądz, bezpośrednio po otrzymaniu święceń kapłańskich (30 maja 1954 roku) w Katedrze Sandomierskiej z rąk księdza biskupa Jana Kantego Lorka rozpoczął działalność duszpasterską, która trwała do 1956 roku.

Upłynęło wiele lat, Wielu parafian pamiętających księdza Romana to ludzie starzy, schorowani, wielu jego znajomych już nie żyje. Dzieci, które w szkole podstawowej uczył religii i przygotowywał do I Komunii Świętej zbliżają się do siedemdziesięciu czy osiemdziesięciu lat, a może już nie żyją. Po wyjeździe księdza Kotlarza przychodzili i odchodzili kolejni księża, a jednak pamięć o księdzu Romanie trwa i jest to pamięć serdeczna. Powtarzają się opinie mówiące o tym, że był to wspaniały człowiek, ksiądz z powołania. Wysoki, szczupły, ciemny blondyn o pięknych, falujących włosach, mizerny, chorowity, był jednak wesoły, pogodny i ogromnie pracowity.

My, dawne uczennice Barbara Pałyga i Barbara Wietchy – Zarzycka zapamiętałyśmy mieszkanie księdza. Były to dwa pokoje wypełnione książkami. Te, które nie mieściły się na półkach, leżały na podłodze. Drzwi do mieszkania księdza były dla wszystkich otwarte. Chętnie pożyczał książki, zawsze miał jakieś słodycze, którymi częstował dzieci. Uwielbiała go młodzież, kochały dzieci, przygarniał je do siebie, a szczególnie dużo serca okazywał najbiedniejszym. W pracy z młodymi ludźmi był niezmordowany. Prowadził koło ministrantów, organizował jasełka, grał w piłkę na boisku. Wspaniale uczył religii. Potrafił w sposób bezstresowy na placu przy kościele w formie rozmowy, dyskusji i pytań przeprowadzić egzamin przed przystąpieniem dzieci do I Komunii Świętej.

Starsze pokolenie pamiętało księdza Romana Kotlarza, jako wspaniałego kaznodzieję. Głosił przepiękne, przekonywujące kazania w obronie prawdy, sprawiedliwości, godności ludzkiej. Uczył zasad życia chrześcijańskiego, życia społecznego. Ostro występował przeciw kłamstwu, obłudzie, ograniczeniu swobód religijnych. Miał bliski kontakt z parafianami, odwiedzał ich w domach. Był kapłanem rodzinnym, domowym. Znał kłopoty parafian, rozmawiał z nimi, doradzał, pomagał. Był częstym gościem w domu Pelagii i Antoniego Podsiadłych. Antoni i ksiądz Kotlarz pochodzili z okolic Staszowa, z sąsiadujących ze sobą miejscowości. Ksiądz urodził się 17 października 1928 roku w Koniemłotach i tam miał najbliższą rodzinę. Pelagia zapamiętała kapłana, jako uzdolnionego muzycznie i plastycznie – pięknie śpiewał i rysował. Kazania, które wygłaszał ksiądz Kotlarz, poglądy, które wyrażał w sposób odważny i bezkompromisowy, jego bliski kontakt z parafianami, a szczególnie z dziećmi – wszystko to nie podobało się ówczesnym władzom politycznym. Zabroniono mu nauczania religii, wyrzucono ze szkoły. Oburzeni rodzice postanowili przeciw decyzji władz zaprotestować. Trzy najodważniejsze matki: Wanda Pałyga, Domańska i Kaczmarczyk ze stosownym pismem udały się do Ministerstwa Oświaty do Warszawy. W jakiś czas potem otrzymały odpowiedź odmowną, a w ich domach kilkakrotnie pojawiali się pracownicy SB. Pytali, dlaczego tak im zależy na nauczaniu religii, usiłowali nakłonić do stwierdzenia, że kobiety działały z inicjatywy księdza Romana Kotlarza, że on je do tego namówił. Zaczęły się szykany ze strony władz. Przesłuchiwali księdza i tych, którzy występowali w jego obronie. Wanda Pałyga miała kłopoty ze znalezieniem pracy. Ksiądz przez siostry zakonne uprzedzał parafian, żeby się z nim nie kontaktowali, ponieważ mogą być represjonowani przez SB.

W tej sytuacji ksiądz biskup postanowił przenieść księdza Romana do Żarnowa. Na jego miejsce przysłano z Żarnowa księdza Józefa Suligowskiego. Mimo, że nikt nie informował o dacie wyjazdu księdza Kotlarza, grupa parafian przybyła z kwiatami, aby go pożegnać. Była wśród nich Wanda Parszewska. Widziała, jak ksiądz ze swoim skromnym dobytkiem odjeżdżał otwartym samochodem. Z tego samochodu rzucał ludziom kwiaty na pożegnanie.

Był rok 1956. Potem były kolejne parafie i na koniec proboszczostwo w Pelagowie koło Radomia. W czerwcu 1976 w Radomiu był duszpasterzem robotników. 25 czerwca ze schodów kościoła jezuickiego Świętej Trójcy w Radomiu błogosławił manifestujących. W kościele w Pelagowie modlił się wraz ze swoimi parafianami za pobitych, aresztowanych i wyrzucanych z pracy robotników. Pracownicy SB nagrywali jego kazania. Kilkakrotnie na plebanii został pobity do nieprzytomności przez „nieznanych sprawców, przechodził „ścieżki zdrowia” .

Pobity, wyczerpany fizycznie i nerwowo zmarł na zawał serca 18 czerwca 1976 roku w szpitalu w Krychnowicach. Pochowano go obok matki w rodzinnych Koniemłotach. Ostatnią mszę świętą odprawił 15 sierpnia. Przeżył 48 lat, z czego 22 lata w kapłaństwie. To o nim mówił w homilii, wygłoszonej w Radomiu 4 czerwca 1991 roku , Jan Paweł II: „Rok 1976 stał się wstępem do dalszych wydarzeń lat osiemdziesiątych. Kosztowały one wiele ofiar, aresztowań, upokorzeń, tortur, zwłaszcza praktykowanych pod nazwą „ścieżki zdrowia” i śmierci, między innymi jednego z duszpasterzy sandomierskich”

Barbara Pałyga, Wanda Parszewska, Pelagia Podsiadły, Barbara Wietchy – Zarzycka.
(Przedruk z „To nasze życie”… część I str 166 i 167)