Zachęcamy do zapoznania się z tradycjami wielkanocnymi ziemi szydłowieckiej, które w swojej książce opisała Pani Irena Przybyłowska – Hanusz.

W okresie poprzedzającym Wielkanoc bardzo ściśle przestrzegano postu, rezygnowano nie tylko z mięsa, ale również mleka i jego przetworów. Podstawę pożywienia w tym czasie były kasze, ziemniaki i żur. Pod koniec postu wieszano albo przybijano śledzia urządzano pogrzeb żuru, zakopując garnek, albo przynajmniej skorupy garnka po żurze do ziemi.

W Wielką środę po odprawionej jutrzni w kościele, która się nazywa ciemną jutrznią, gdyż za każdym psalmem odśpiewanym gaszą po jednej świecy jest zwyczaj na znak tego zamieszania, które się stało w naturze po męce Chrystusowej, że księża psałterzami i brewiarzami uderzają” (według J. Kitowicza). Ksiądz prałat dr Waldemar Gałązka pisze o tym zwyczaju: „Ciemna Jutrznia znikała w kościołach parafialnych. Jest w kościołach katedralnych, ale tylko w starych katedrach. U nas w Sandomierzu jest. Dawniej było to uderzanie księgami w ławki, ale u nas w połowie lat dziewięćdziesiątych biskup Świerzyński (liturgista) zabronił tego”. Dawniej, zgodnie z ludowym zwyczajem w czasie nabożeństwa wciągano na wieżę kościelną kukłę Judasza, zrzucano ją z wieży i wleczono po wsi.

W Wielkim Tygodniu w Kościołach przed zbudowanym i udekorowanym kwiatami Grobem Chrystusa ustawiały się honorowe warty, a wierni przychodzili na modlitewne czuwanie. W Wielki Piątek, na pamiątkę przekroczenia przez Chrystusa rzeki Cedron, należało zgodnie z wierzeniami ludowymi wykąpać się przed świtem przy studni, w rzece czy w sadzawce. Nie było wolno tego dnia czesać się ani rozpalać w kuchni ognia.

W Wielką Sobotę odbywało się w kościele święcenie pokarmów. Jeśli kościół był daleko, mieszkańcy wsi przychodzili ze święconym do jednego z domów lub pod krzyż czy figurkę na początku wsi i tam czekali na przyjazd księdza. Święcone znajdowało się w wiklinowym koszyczku przystrojonym wstążkami, serwetkami i gałązkami borówek. Zawartość koszyczków różniła się nieco w zależności od regionu. Najczęściej były w nich pisanki, ponieważ jaj symbolizuje życie. W naszym regionie te najdawniejsze były czarne i brązowe, zdobione woskiem. Kolor brązowy symbolizował domowe, rodzinne szczęście, a czarny z białymi szlaczkami oznaczającymi nieskończoność, szacunek dla duchów opiekujących się domostwem i dla duchów ziemi. Zielona barwa oznaczała odrodzenie przyrody, a czerwona miłość. Pani Małgorzata Piwowarczyk przypomniała starą polską legendę, która opowiada, że pewnego razu w czasie świąt wielkanocnych Tatarzy wyrżnęli ludzi na cmentarzu. Ich krew zabarwiła jajka, które nieśli do poświęcenia. Potem na pamiątkę tamtych wydarzeń barwiono jajka na czerwono. Baranek symbolizował Chrystusa, a żółty kolor kurczątka – wieczność, odrodzenie, słońce. w koszyczku oprócz pisanek znajdowały się: sól, pieprz, chrzan, chleb, babka, mazurek, kawałek kiełbasy.

Z Niemiec na początku XX wieku pojawił się zajączek – symbol płodności i w związku z tym jest obchodzone w niektórych regionach polski zwyczaj szukania w ogrodzie czy w zakamarkach domu pisanek, czy prezentów od zajączka.

Wielka Niedziela rozpoczynała się porannym nabożeństwem zwanym rezurekcją. Potem rodzina dzieliła się święconym jajkiem, składała sobie życzenia i zasiadła do uroczystego śniadania. Jedną z tradycyjnych potraw był biały barszcz czy żur z białą kiełbasą i jajkami. Tego dnia, po długim okresie postu, śniadanie musiało być obfite. Podawano do stołu szynkę, kiełbasę, inne mięsa i wędliny, z ciast babki, mazurki, serniki. Odbywały się również konkursy na ilość zdobytych pisanek. Zwyciężał ten, którego pisanka, uderzając w jajko przeciwnika, niszczyła jego skorupkę, a sama pozostawała cała. Łupem takiego zawodnika stawały się wszystkie potłuczone jajka. Skorupki jajek, szczególnie tych poświęconych, zakopywano w ogrodzie czy na polu, aby zapewnić sobie urodzaj.

Dni wielkotygodniowe wróżyły pogodę na cały rok. Uważano, że jaka będzie wielka Środa, taka będzie wiosna, jaki Czwartek, takie lato. Wielki piątek wróżył pogodę na żniwa i wykopki, a Sobota zapowiadała zimę.

Lany Poniedziałek
Lany Poniedziałek nazwano drugi dzień Wielkanocy. Zwyczaj obchodzenia tego święta jest bardzo stary, sięgający pogańskich czasów. Po przyjęciu chrześcijaństwa zyskał charakter religijny i był powszechnie obchodzony już w XV wieku. W związku z tym świętem używano również Śmigus, Dyngus. Zdaniem Językoznawców obie nazwy pochodzą z języka niemieckiego. Śmigus było to bicie po nogach witkami wierzby lub palmami, mówiąc przy tym: „Palma bije, ja nie biję” i oblewanie się zimną wodą, co oznaczało wiosenne oczyszczenie z chorób i grzechu. „Jeszcze za naszych czasów w lany poniedziałek bito rózgami. Lanie wiadrami jeszcze myśmy stosowali” – mówi ksiądz Waldemar Gałązka o zwyczaju w okolicach Chlewisk. Dyngus to możliwość wykupienia się pisankami od bicia i polewania. Dawniej oblewano wodą wyłącznie kobiety, oblewającymi byli mężczyźni. Wierzono, że oblewanie wodą sprzyja płodności, wiadrami, oblewano pod studnią, wrzucano do stawu. W niektórych inteligenckich środowiskach oblewano damy zamiast wodą perfumami.

Źródło: „Skarby kultury ludowej mieszkańców Ziemi Szydłowieckiej” autorstwa Ireny Przybyłowskiej – Hanusz, str. 45 – 47