On „robił” kilkakrotnie urząd gminny w Szydłowcu, a ubezpieczała jego akcje konspiracja szydłowiecka. I odwrotnie – szydłowieccy konspiratorzy „robili” wypady sabotażowe w terenie, a ubezpieczali ich miejscowi. Kilkakrotnie „robiony” był skok na Arbeitsamt w Szydłowcu przez Stefana Warso „Groma”, Jana Warso „Cichego” i Tadeusza Słoniewskiego „Huragana”. Nadgorliwi pracownicy otrzymywali chłostę, zabrano maszynę do pisania. a sympatyzujących z Niemcami ostrzegano, że następną karą będzie śmierć. Kilka takich wyroków wykonał specjalny pluton egzekucyjny w Szydłowcu, między innymi na Gazeckim, przesiedleńcu z Obornik, który był konfidentem niemieckim. Wyroki te były wydawane przez sąd podziemny z udowodnieniem winy i zostawiane w miejscu egzekucji. Likwidowano również bandytów, bo i tacy grasowali na naszym terenie. Niszczono maszyny rolnicze w majątkach administrowanych przez Niemców. W majątku Zalesice został aresztowany „komendant” podobwodu Szydłowiec, por. Zaręba ps. „Zemsta” i w odwet zarządzono akcję, którą dowodził podchor. „Cegliński” Zygmunt Cielniak. W akcji brali udział chłopcy z placówki Wierzbica i Warsowie z placówki Jastrząb. Pod koniec czerwca 1944r., zrobiono po raz drugi skok na majątek w Mirowie, celem rozbrojenia Niemców. Akcję opracował „Cegliński”, a dowodził pchor. „Hubert” Jarosław Nowicki, dowódca patrolu dywersyjnego podobwodu Szydłowiec. Akcję zaczęto punktualnie o godzinie 13, w tym czasie Niemcy jedli obiad. Niestety w tym dniu obiad był wcześniej, spaliło zaskoczenie. Doszło do wymiany ognia, zastrzelono sześciu Niemców, jednemu udało się zbiec tylnym wyjściem, a inny ukrył się w jakimś zakamarku. W takich akcjach zdobywano broń dla partyzantów. 

Szydłowiecka stacja PKP była częstym miejscem zdobywania broni. Już na początku okupacji Zdzisław Rysiew „Hala” rozbroił sam policjanta granatowego, zdobył karabin węgierski i broń krótką. W 1944r. poszedł z nią do lasu. Innym razem została tam rozbrojona straż kolejowa przez Henryka Sasina „Tarzan” i Mariana Wilczyńskiego „Mucha”. Zimą 1943r. podobną akcję przeprowadzili Tadeusz Barszcz „Piorun” i Zdzisław Jankowski „Szybki” oraz „Serafin” z placówki Orońsko. Zdzisław Jankowski „Szybki” wykonał również akcje na urząd gminny w Szydłowcu, gdzie sterroryzował pracowników i zabrał maszynę do pisania, schodząc minął się z żandarmem i z maszyną odjechał rowerem ul. Radomską. Spaleni na tym terenie wraz z „Serafinem” dostali polecenie wyjazdu do Warszawy. Niestety, w Radomiu na dworcu PKP zostali rozpoznani i podczas ucieczki w strzelaninie zginęli. 

W podobwodzie „Wanda” z siedzibą w Soszynie, kryptonim „Gniazdo”, komendantem był właściciel majątku Soszyn, por. „Zryw” Mickiewicz, oficerem szkoleniowym por. „Rozłóg” Jerzy Sztejgerwald, znakomity dowódca, oficer służby czynnej , Hubalczyk. Również oficerem szkoleniowym był zastępca inspektora „Ren” Stanisław Podkowiński. Dowódca patrolu dywersyjnego por. „Robert” Mieczysław Hoffman. Z tego to terenu przyjeżdżali na różne akcje, przeważnie na likwidację żandarmów, doświadczeni już zagończycy jak Franciszek Pszczoła i Stanisław Stankiewicz „Kozak”. Podczas jednej z akcji na żandarma Makszyńskiego na ul. Kościuszki, gdzie były posterunki żandarmerii i policji granatowej, stał przy furmance ze słomą na rozpoznaniu Stanisław Bąk „Sokół”, znakomity zwiadowca i łącznik podobwodu. Miał jako zadanie wskazać „Kozakowi” Makszyńskiego. Niestety Makszyński wcześniej wyjechał. Do „Kozaka” podszedł Lisik ze Skarżyska i powiedział, by odjechali, bo pod płaszczami wyraźnie znać pistolety maszynowe. Lisik miał rację. Niemcy zaczęli obstawiać ulicę. „Kozak” zaczął się wycofywać w stronę ratusza. Zatrzymał się przy stojącym tam Czesławie Zarębie ps. „Bateria”. Niemcy idący od strony szkoły (obecny hotel) zawrócili w ich kierunku. Nadchodzący koledzy „Kozaka” zobaczyli co się święci, dali serię do Niemców, którzy też otworzyli ogień raniąc chłopca z patrolu „Roberta”. Seria następna położyła dwóch Niemców, a trzeci nie ścigany zbiegł. Grupa dywersyjna musiała szybko odjechać z rannym na Marywil, gdzie udzielono mu pierwszej pomocy. 

Ginęli Niemcy, ginęli również Polacy. W ponownej akcji na Makszyńskiego, który miał wyjątkowe szczęście, zginął „Jaguar” Kaleta z patrolu „Roberta”. Na Makszyńskiego został wydany wyrok śmierci, gdyż jako Polak, kapelmistrz 72 pp, przeszedł na stronę Niemców, wstąpił do żandarmerii i oddawał im znaczne usługi. 

W marcu 1944r. chłopcy z miejscowej dywersji Wiesław Czerski „Bochenek” i Tadeusz Słoniewski „Huragan” zrobili zasadzkę na Makszyńskiego przy ul. Kilińskiego. Gdy „Bochenek” odszedł na chwilę do sąsiedniego budynku „Huragan” usłyszał, że ktoś schodzi po schodach. Chciał się upewnić czy to żandarm, Makszyński pierwszy go dostrzegł i strzelił, po czym zbiegł na posterunek. „Bochenek” przeniósł rannego „Huragana” do Józefa Posobkiewicza ps. „Marchewka” i następnie furmanką przewieźli go do Jankowic. Tam został zamelinowany u byłej nauczycieli z Szydłowca, Heleny Trawińskiej. 

W podobnej akcji ranny został również Jan Molski „Czarny” z patrolu „Huberta”, który leczył się i melinował w domu Antoniego Kurzępy.

Zaczęły się aresztowania. Aresztowano kpt. „Jana” Gustawa Krolla – Komendanta Podobwodu. Wywieziony do obozu, przeżył, a po wojnie fałszywie oskarżony i osądzany przesiedział w więzieniu osiem lat. Aresztowano „Bochenka” i „Koguta” Zygmunta Wysoczańskiego, brawurowego konspiratora. Obaj wywiezieniu do obozu po dwóch miesiącach zostali zamordowani. W Wierzbicy podczas obławy zginął komendant placówki „Włodan” – Dróżdż, w Jastrzębiu zaś aresztowano komendanta plac. „Mściciela” Mieczysława Borkiewicza, który wojnę przeżył. 

W 1943 coraz więcej zaczęło się pojawiać oddziałów leśnych Armii Krajowej. Z Szydłowca poza zorganizowanymi w strukturze Podobwodu – poszli do lasu pojedynczy konspiratorzy. Do oddziału legendarnego „Szarego” Antoniego Hedy, późniejszego baonu 3ppl AK, dotarli w 1943r. „Iwona” Barbara Kościńska, „Jastrząb” Władysław Ruzik, „Zyga” Zygmunt Rogoziński. W 1944r. w ich ślady poszli Włodzimierz Majewski oraz wierzbiczanin „Złotówka” Mieczysław Ziółko. Przeszli oni z „Szarym” wszystkie akcje, awansując do stopnia kaprala. Do oddziału „Barabasza”, który stal się potem częścią 4 ppl AK, trafili w 1944r. Rajmund Kałuża „Cygan” i Zbigniew Promiński „Pielesz”, synowie policjantów z Szydłowca. Ich ojcowie zostali w 1940r. aresztowani za nielegalne słuchanie radia, wywiezieni do Oświęcimia i tam zamordowani. 

„Cygan” i „Pielesz” przeszli w 4 ppl piękny szlak bojowy pod dow. ppor. „Oresta”. Byli w składzie plutonu ochrony radiostacji okręgu „Jodła”, której dowódcą był Bolesław Boczarski „Jurand”. Ponadto szydłowiacy znaleźli się w Powstaniu Warszawskim. Walczyli tam Stanisław Wiśniewski z Szydłowca i Bolesław Nowakowski ze Śmiłowa. W 1944r.  27 sierpnia w bitwie pod Huciskiem zginął Kazimierz Pająk „Granit”

………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………..

Artykuł pochodzi z gazety Głos Szydłowiecki z początku lat 90-tych, XX wieku. Wspomnienia przekazał prawdopodobnie phor. AK Tadeusz Barszcz „Piorun”. Tekst opracował Włodzimierz Kurzępa. Jest to jeden z wielu tekstów na ten temat, jeszcze do kilku mamy dostęp, nie wiemy czy do wszystkich. Będą publikowane w dalszej kolejność. Artykuł został zdigitalizowany w Regionalnym Centrum Biblioteczno – Multimedialnym w Szydłowcu.