Wszyscy są zachwyceni, bo oczywiście Azyl P. był w latach 80-tych bardzo popularny w całej Polsce, ale to właśnie w Szydłowcu mają oni swoją legendę, wszyscy ich znają i jak się okazało w niedzielę, cały czas kochają ich muzykę.

Wczoraj napisałem relację z tego historycznego już wydarzenia (TUTAJ możecie przeczytać), relację która momentami była siłą rzeczy bardzo osobista. Dziś chciałbym przedstawić czytelnikom portalu Nasz Szydłowiec zapis rozmów jakie udało mi się przeprowadzić z bohaterami koncertu AZYL P. i Przyjaciele. Nie udało mi się tylko dłużej porozmawiać z Darkiem Grudniem, ale jesteśmy umówieni na dłuższa rozmowę już niebawem, więc sprawa jest do nadrobienia.

Zanim zaczniecie czytać wypowiedzi muzyków, warto zauważyć, że oni wszyscy bardzo ciepło wspominają Andrzeja Siewierskiego i strasznie żałują, że podjął on taką a nie inną decyzję, dotyczącą swojego życia. Wszyscy są zgodni, że jest miejsce dla Azylu P. w dzisiejszym świecie muzycznym. Z wszystkimi muzykami rozmawiałem przed rozpoczęciem koncertu, więc nie wiedzieli oni jak to wszytko wyjdzie, dziś możecie porównać ich słowa, z tym co zobaczyliście i usłyszeliście. Jedynie z Muńkiem Staszczykiem rozmawiałem już po koncercie.  Miłej lektury.

 

Marcin Grochowalski (AZYL P., perkusja)

Marcin, czujesz jakikolwiek stres przed tym powrotem?

Oj, oczywiście, już od dwóch godzin mam taki poziom adrenaliny, sam zobacz jak trzęsą mi się ręce. Nie wiem jak to wszystko wyjdzie, ale tak jestem bardzo zdenerwowany.

Od tych, którzy słyszeli Was na próbie dowiedziałem się i mówią, że naprawdę świetnie brzmicie.

Całe szczęście od kilku tygodni mieliśmy próby i w Szydłowcu i u Perkoza i myślę, że znów dobrze się zgraliśmy, bo to głównie o to chodzi. Każdy z nas przez cały ten czas, gdzieś tam grał, ale żeby wspólnie to wszystko wyszło to jednak trzeba trochę pograć razem.

A czy te piosenki dziś gra się inaczej?

Nie do końca. Ja oczywiście gram dużo oszczędniej, jeżeli chodzi o bębny. Między innymi dlatego, że zmieniły się już czasy. Dziś nie gra się na perkusji tak „gęsto” jak kiedyś, dziś to wszystko jest bardziej „osadzone”, ale podstawy są cały czas te same.

Osobiście uważam, że taka muzyka jaką proponował Azyl P. dziś ma ogromne wzięcie…

…no całe szczęście znów doczekaliśmy czasów, że muzyka rockowa znów zaczyna być bardzo popularna, grana w stacjach radiowych, że przebija się w tej zalewie okropnego niekiedy popu. Być może to właśnie jest czas na Azyl P.

Azyl P. z Andrzejem Siewierskim?

Gdyby Andrzej żył z pewnością dziś byłoby łatwiej. Mamy dziś lepszą technikę, łatwiej nagrać demo, gdzieś to wysłać. Myślę, że sam Andrzej, który był twórczy miałby dziś łatwiej. Szkoda.

Szkoda i to bardzo. Andrzej tuż przed śmiercią nagrał solową płytę „Samotny żagiel”. Nie masz wrażenia, że ta płyta jest próbą przesłania jakiegoś niepokojącego komunikatu?

Dziś wszystkim wydaje się, że tak. Ta płyta jest smutna i przejmująca, dająca dużo do myślenia. Słyszałem takie opinie, że była ona swoistym epitafium, że Andrzej miał swoją śmierć zaplanowaną, ale całkowicie nie chce mi się w to wierzyć.

Dziś nie zaśpiewa z Wami Andrzej, będzie to młody wokalista Marcin Czyżewski. Jakiej spodziewasz się reakcji publiczności na ten właśnie wokal?

Mam nadzieję, że dobrze. Marcin Czyżewski jest bardzo dobrym wokalistą, moim zdaniem jednym z lepszych w Polsce. Wiadomo, że nie będzie kopią Andrzeja, bo to też nie o to chodzi, żeby go kopiować. Marcin zaproponuje trochę inne, choć niezupełnie inne wykonania piosenek Azylu P., będzie w nich słychać Marcina Czyżewskiego, ale Ci, którzy będą go dziś słuchali znajdą w jego głosie również Andrzeja.

To pierwszy koncert od trzydziestu lat. A jak myślisz…ostatni?

Wierzę, że nie. Powstały już dwie nowe kompozycje. Nie zagramy ich dziś, ponieważ ten koncert ma na celu przypomnieć naszą twórczość, twórczość Andrzeja. Tak czy inaczej, mam nadzieję, że już niebawem będziemy częściej spotykali się na koncertach.

 

Jacek Perkowski (AZYL P., gitara)

Widać, że wszyscy jesteście dziś bardzo podekscytowani tym koncertem. Jest trema?

Ooo, ależ oczywiście (śmiech)

Zamkowy dziedziniec właśnie zapełnia się publicznością. Jakich reakcji się spodziewacie?

Myślę, że sympatycznych. Wszyscy, którzy przyjdą dziś na nasz koncert, czekali na to wiele lat, dlatego wiem, że będzie dobrze. My damy z siebie wszystko, postaramy się by piosenki Azylu P. znów zabrzmiały tak, by publiczność oszalała. Być może nie będzie wszystko idealne, bo przecież nie graliśmy ze sobą wiele lat, jest inny wokalista, ale bardzo cieszymy się na ponowne spotkanie z szydłowiecką publicznością.

Wspomniałeś o nowym wokaliście, więc jak uważasz, sprawdzi się dziś na scenie?

Jestem pewien, że tak. Marcin to świetny wokalista, a poza tym rewelacyjnie wszedł w rolę Andrzeja, wydaje mi się, że mają bardzo podobne zachowania na scenie. Oczywiście prosilismy Marcina, żeby nie naśladował Andrzeja, bo wokal Andrzeja momentami był bardzo wysoki, on to miał naturalne. Myśleliśmy, żeby obniżyć tonację w niektórych kawałkach, ale stwierdziliśmy, że straciłoby to swój urok. Marcin sobie poradzi, choć pewnie łatwo nie będzie, zresztą nawet Andrzej gdyby żył, miałby problem zaśpiewać te swoje góry tak samo jak trzydzieści lat temu.

Jaka jest szansa, że ten koncert nie będzie ostatnim koncertem Azylu P.?

Zobaczymy, wszystko się okaże. Bardzo byśmy chcieli. Ja już zrobiłem jeden kawałek, Marcin przyniósł kolejny, który według mnie idealnie pasuje do Azylu P. Chcemy to nagrać i wtedy podejmiemy decyzję co dalej.

 

Marcin Czyżewski (AZYL P., wokal)

Marcin jesteś nową postacią w zespole Azyl P., który dziś zagra pierwszy koncert po trzydziestu latach…

…mega stresująca sytuacja, naprawdę.

No właśnie o to miałem zapytać, czy czujesz stres, bo przecież jesteś już doświadczonym wokalistą z setkami koncertów w swoim życiorysie.

Tak naprawdę zawsze stresuję się przed wyjściem na scenę, ale cieszę się, że udało nam się zrobić sporo prób, wiele wieczorów przegadaliśmy wspólnie o muzyce, więc gdzieś to wszystko łagodzi. Widzę jednak, że chłopaki są troszkę zdenerwowani, szczególnie Darek, któremu dochodzi jeszcze ten stres organizatora. Wspieramy się jednak nawzajem i myślę, że damy radę 🙂 Perkoz niby powiedział, że wchodzę w buty legendy i zdaję sobie sprawę, mam jednak nadzieję, że żadnym pomidorem nie dostanę, a jakby coś to myślę, że jestem szybki 🙂

No, ale masz już doświadczenie we wchodzeniu w buty legendy, no bo np. śpiewałeś już między innymi w Oddziale Zamkniętym.

Mam jakąś taką słabość do śpiewania w starszych kapelach, bo był wspomniany przez Ciebie Oddział Zamknięty i Harlem i Emigranci.

Andrzej Siewierski był jedynym w swoim rodzaju wokalistą. Czy Ty dziś będziesz go naśladował, czy będą to Twoje wersje piosenek Azylu P.?

Piosenki Azylu P. naprawde są trudne i specyficzne. Ja oczywiście technicznie daję radę, bo śpiewam te wszystkie góry, które są w tych piosenkach, ale nie ukrywam, że dawno w takiej postaci tego nie robiłem i również traktuje to jako wyzwanie. Jeżeli chodzi o naśladowanie, to powiem Ci szczerze, że nie o to chodzi, bo melodie piosenek Azylu P. determinują mnie do takiego, a nie innego śpiewania. To jest bardzo dobra cecha muzy z lat 80-tych, że na dobrą sprawę nie powinno się tego śpiewać inaczej. Z drugiej strony nie zaśpiewam też żadnej piosenki 1:1, bo jesteśmy z Andrzejem dwoma różnymi osobami i inaczej czujemy pewne rzeczy, ale postaram się zachować ten klasyczny charakter Azylu P.

Znałeś w ogóle wcześniej zespół Azyl P.?

Oczywiście, znałem twórczość zespołu. Osobiście znałem się jednak tylko z Jackiem Perkowskim.

Kilka minut temu rozmawiałem i z Jackiem i z Marcinem Grochowalskim i obaj liczą na to, że nie będzie to ostatni koncert Azylu P. A jak Ty to wszystko oceniasz? Myślisz, że Azyl P. ma szansę znów się przebić?

Wszyscy jesteśmy bardzo pozytywnie nastawieni do całej tej sytuacji, która pojawiła się w ostatnich tygodniach. Ciężko powiedzieć, czy coś z tego wyjdzie. W mainstreamowych radiach może by Azylu P. nie zagrali, ale dziś publika lubi koncerty na żywo, dobre rockowe granie i już w to wszystko Azyl P. wpisuje się idealnie. Myślę, że dziś ważne jest to, że dobrze czujemy się grając ze sobą, że robimy nowe kawałki. To dla mnie jest bardzo ważne, że chłopaki nie zamknęli się tylko na stare kawałki, które są oczywiście bardzo ważne, ale chcą również robić coś nowego.

Myślałeś wcześniej jak zareaguje na Ciebie szydłowiecka publika?

Myślałem, jest to magiczne miejsce, miasto z którego wywodzi się zespół Azyl P., w którym żył Andrzej Siewierski, więc jestem pewien, że reakcje mogą być tylko dobre. Ludzie czekali na ten koncert, a chłopcy z zespołu, co da się wyczuć, są mega związani emocjonalnie z tym miastem. Był taki moment, że trochę się przejąłem jak to będzie, wtedy gdy puściliśmy na youtube akustyczne wersje „Małej Maggie” i „Chyba umieram”. Nie wiedziałem, że można tyle hejtu dostać (śmiech). Na szczęście chłopaki stanęli za mną murem i jakoś się uspokoiłem. Poza tym te kawałki były specjalnie zrobione tak, a nie inaczej, bo taki był zamysł stylistyczny.

 

Marek Piekarczyk (TSA)

Panie Marku spotykamy się kolejny raz, ostatni raz było to pięć lat temu, również w Szydłowcu, również na Festiwalu im. Andrzeja Siewierskiego „ROCK NA ZAMKU 2015”. Powiedział mi Pan wówczas, że Andrzej był według Pana bardzo wesołym chłopakiem i , że bardzo Pana zdziwiło samobójstwo Andrzeja. Czy dziś po tych pięciu latach zmieniło się coś w pańskim postrzeganiu Andrzeja?

Zmieniło się, ponieważ po tamtym koncercie pięć lat temu sporo myślałem o Andrzeju i przypomniałem sobie, że jednak miał on w sobie jakąś tajemnicę i być może zbyt powierzchownie go traktowałem. W tej całej jego radości, było chyba coś dziwnego, jakiś smutek. Przygotowując się do dzisiejszego koncertu, pomyślałem to samo. Wykonam piosenki „Marzenie żółwia” i „Zwiędłe kwiaty”. Oba te numery kryją w sobie to co Andrzej czuł, wystarczy posłuchać tekstów i jasno widać, że już w latach 80-tych, Andrzej Siewierski krył w sobie jakieś tajemnice.

Myśli Pan, że gdyby Andrzej żył, to Azyl P. nadal mógłby grać?

Myślę, że tak. Myślę, że Andrzej poradziłby sobie, ale musieliby to zrobić mądrze. Wiem, że próbowali, ale nie wyszło i bardzo tego żałuję. To jest trudny rynek, rządzi na nim kasa. Kasa decyduje o wszystkim. Szkoda, że nie wrócili z Andrzejem, bo mają cały czas rozpoznawalną nazwę. Gdziekolwiek nie powiem o Azylu P. to ludzie kojarzą.

A słyszał Pan już Azyl P. w wersji Marcina Czyżewskiego?

Nie, jeszcze nie, ale nie wiem czy to ja przypadkiem nie „załatwiłem” tego wokalisty (śmiech) z The Voice of Poland. Bardzo dobry wokalista.

Cieszy się Pan na dzisiejszy koncert?

Oczywiście. Jestem pewien, że będzie to wspaniałe wydarzenie muzyczne. Cieszę się, że będę mógł zaśpiewać, ze swoimi młodszymi kolegami. Dla mnie jest to kolejna przygoda artystyczna, a jednocześnie duża lekcja pokory. Kiedyś nie wyobrażałem sobie, że będę mógł wykonać piosenkę zespołu Azylu P., a tutaj proszę dziś zaśpiewam dwie (śmiech). Życie jest fajne, dzięki takim sytuacjom.

Rozmawiając chwilę wcześniej z chłopakami z Azylu P. wyczułem taką iskierkę nadziei, że ten koncert nie będzie ostatnim…

…i bardzo dobrze! Niech grają! Może nie będą dzięki temu bardzo bogaci, ale nie jest to najważniejsze. Najważniejsze to być szczęśliwym.

A pan osobiście co sądzi o takich powrotach zespołów?

Jeżeli tylko ktoś ma coś do powiedzenia, to niech gra. Wychodzą w oryginalnym składzie i ktoś spróbuje powiedzieć, żeby zeszli ze sceny? Albo powiedz mi, żebym ja zszedł (śmiech). Mam 64 lata i śpiewam wyżej niż 30 lat temu (śmiech).

To racja nadal ma Pan wokal, który powoduje ciarki na moim ciele.

Czasami sam się dziwię skąd się to bierze, mój głos jest moim wierzchowcem, który cały czas mnie unosi. Wychodzę z założenia, że głos nie jest narzędziem, według mnie dobry głos to jest dar. Nie chce, żeby to zabrzmiało jak przechwałki, ale ja po prostu nie mogę wyjść ze zdumienia, że nie straciłem tego głosu, bo większość moich kolegów niestety ma dziś problem ze swoim głosem.

Mówi Pan o wokalu, więc nie mogę nie wspomnieć programu Voice of Poland w którym był Pan jurorem. Naprawdę jest, aż tylu dobrych wokalistów w Polsce? Programy typu talent – show zalały w ostatnich latach rynek.

Jest dużo dobrych głosów. Potrafią śpiewać, ale nie mają osobowości.

Czyli wracając do pańskich poprzednich słów, jak dobrze rozumiem „nie mają nic do powiedzenia”?

Niewiele. Żeby chłopak miał coś do powiedzenia to trzeba go z domu wyrzucić, a dziewczyna musi być uwiedziona i porzucona. Oczywiście żartuję (śmiech). Wokalista musi mieć motywację. Nie wystarczy, że masz „dużą armatę”, trzeba jeszcze mieć do czego „strzelać”. Najgorsze jest to, że dziś młodzi muzycy również mają o czym mówić, tylko nie dbają o to, za szybko chcą dostać się na szczyt. Kasiora i kasiora tylko im w głowach. Najpierw jednak trzeba wiedzieć po co wychodzi się na scenę, a środki by to wyrazić znajdą się.

No to na koniec. Po co dziś wychodzi na scenę Marek Piekarczyk?

Żeby po raz pierwszy w życiu zaśpiewać dwie piosenki zespołu Azyl P. (śmiech)

 

Krzysztof „Jary” Jaryczewski (Oddział Zamknięty)

Podobnie jak Marek Piekarczyk wystąpił pan podczas Festiwalu im. Andrzeja Siewierskiego „ROCK NA ZAMKU” pięć lat temu. Wówczas koncert był inny, zagraliście jako Oddział Zamknięty, TSA również wystąpiło w pełnym składzie. Czego dziś można się spodziewać?

Myślę, że będzie to super koncert. Mieliśmy już próbę i według mnie jest chemia na scenie, więc powinien być prawdziwy rock’n’roll. Zwłaszcza, że mam wrażenie, że duch Andrzeja unosi się nad tym szydłowieckim zamkiem. Ktoś powiedział po próbie – szkoda, że Andrzeja nie ma z nami. A ja mówię – jak to nie? przecież jest!-

No właśnie. Jak pan wspomina Andrzeja Siewierskiego?

W głównej mierze jako wrażliwego i delikatnego człowieka i ta rockowa maska, chyba służyła mu chyba właśnie do tego by przykryć tą wrażliwość. Przynajmniej ja takie wrażenie odnosiłem. Trochę też chyba nie potrafił sobie poradzić z relacjami z ludźmi. Był bardzo empatyczny, pamiętam, że jak rozmawiałem z nim to wsłuchiwał się, starał się zrozumieć, przeciwieństwem tego typu jest ktoś kto mówi bez przerwy i nie za bardzo zwraca uwagę co się do niego mówi. Andrzej taki nie był, Andrzej był uważny.

A jak Pan w ogóle odebrał wiadomość o jego samobójstwie?

Nie pamiętam w sumie jak to było, czy to od Darka dostałem smsa, czy to ktoś inny mnie poinformował, wiem że myślałem, że ktoś robi sobie jaja. Wiedziałem oczywiście, że Andrzej ma problemy z depresją i nie tylko, bo zwracał się wcześniej do mnie o pomoc, żebym gdzieś tam go skierował. Nie przypuszczałem jednak, że to się może tak skończyć i choć jest to trochę toksyczne, to miałem poczucie winy, żałowałem że nie znalazłem więcej czasu, nie poświęciłem mu więcej uwagi, że nie wyszedłem mu na przeciw. No, ale cóż. Ja też tak mam, bo jestem dosyć wrażliwy i biorę do siebie różne rzeczy. Z drugiej strony, ponieważ sam miałem próby samobójcze, uważam że to jest każdego wybór. Widocznie to co go otaczało, to z czym się mierzył, było ponad jego siły i wybrał jak wybrał. To bardzo radykalny wybór, ale zawsze jego.

W Szydłowcu otoczyliśmy Andrzeja czymś w rodzaju legendy. Myśli Pan, że to odpowiednie określenie?

Mnie jest to wszystko ciężko ocenić, bo ja nie mam dystansu do czegoś takiego. Ja też jestem jakoś popularny, a kiedyś może byłem ciut bardziej popularny, ale zawsze traktowałem siebie jako zwykłego chłopaka z podwórka, chłopaka z Mokotowa. Nie potrafiłem złapać do tej popularności dystansu, jak ktoś się na mnie dłużej patrzył, wzbudzało to we mnie raczej agresję, myślałem, że ten ktoś czepia się mnie, a nie że ktoś po prostu rozpoznaje mnie jako członka zespołu. Z tego powodu ja nie patrzę na ludzi, jako na legendy, zwłaszcza na swoich kolegów. Bo czy Andrzej Siewierski, czy Marek Piekarczyk, to byli i są moi koledzy. Niemniej Andrzej Siewierski był postacją charyzmatyczną.

Zaśpiewa Pan z Azylem P. dwa największe hity „Oh, Lila” i „Małą Maggie”. Będzie rock’n’roll?

Myślę, że będzie, gramy we wspaniałej sceneri, no bo na szydłowieckim Zamku, nad którym unosi się duch Andrzeja, są bardzo dobrzy muzycy, Perkoz zagra po latach w Szydłowcu, jest Marek, Muniek. Co tu dużo gadać, tego trzeba posłuchać (śmiech).

 

Muniek Staszczyk (T.Love)

Panie Zygmuncie rozmawiałem przed koncertem z Markiem Piekarczykiem, z Krzysztofem Jaryczewskim, no i wiadomo, że oni z chłopakami z Azylu P. kolegowali się już trzydzieści lat temu. A czy Pan znał Azyl P.? Ma Pan jakieś wspomnienia z tym zespołem?

Chłopaków z zespołu nie znałem. No, oczywiście poza Perkozem, który przez wiele lat grał ze mną w T.Love. Później całkowicie prywatnie poznałem Darka Grudnia i Andrzeja Siewierskiego, którzy przyjechali do Warszawy, do Perkoza. Jeżeli chodzi o muzykę, to oczywiście znałem zespół Azyl P. i choć wówczas szedłem w całkowicie innym kierunku pod względem muzycznym, to znałem takie kawałki jak „Mała Maggie” czy „Oh, Lila”.

A jak Pan znalazł się na dzisiejszej imprezie?

Oczywiście poprzez Perkoza, który mnie zaprosił. I właśnie wracając do muzyki Azylu P., przygotowując się do tego koncertu, dopiero teraz zacząłem poznawać tą muzykę i w ogóle całą tą sytuację z Andrzejem. Wiedziałem oczywiście, że popełnił samobójstwo, ale nie znałem szczegółów, że chorował itd. Przygotowując się próbowałem wejść w jego wrażliwość, szczególnie w tych piosenkach które wykonałem. Wiadomo, że facet pisał te kawałki jak miał 20 lat, ale chyba już wtedy można było wysnuć jakiś taki niepokój. Stało się jak się stało, ale osobiście bardzo tego żałuję, bo jestem przekonany, że gdyby wrócili na scenę przed śmiercią Andrzeja, to graliby do dziś. Dziś ludzie młodzi dużo bardziej interesują się w muzyce, tym co było, a nie tym co się robi nowego. Spójrzmy na te nasze wszystkie polskie festiwale Jarocin, czy Woodstock, a właśnie na nie pasuje zespół Azyl P.

No właśnie, ale Andrzeja już nie ma, a Azyl P. dziś wrócił na scenę. Jak Pan to ocenia, faktycznie mogą wrócić na dłużej?

Trudno powiedzieć, no bo grali dziś w Szydłowcu, a reakcje publiczności były znakomite. To jak szaleli na szydłowieckim zamku bardzo mi się podobało. Widać było, że w Szydłowcu wszyscy kochają Andrzeja Siewierskiego, że kochają Azyl P. Czekając na koncert rozmawiałem z ludźmi i ktoś tam mówi „chodziłam do szkoły z Darkiem”, druga mówi „a ja z Andrzejem i Marcinem”. Czuć, że Szydłowiec to gniazdo Azylu P. Tak czy inaczej uważam, że jest to rock’n’roll na bardzo dobrym poziomie, zahaczający o glamrock i hardrock i myślę, że spokojnie znalazłoby się na polskim rynku muzycznym miejsce dla zespołu Azyl P. Szkoda, żeby taka muza była znana tylko z internetu, to trzeba pokazywać ludziom w całym kraju.

 

rozmawiał Marcin Banaszczyk

Portal Nasz Szydłowiec