Dziś pani Irena Przybyłowska – Hanusz na redakcyjnego maila portalu Nasz Szydłowiec podesłała wywiad ze Stanisławem Supłatowiczem, który przeprowadziła przypuszczalnie w 1994 roku, a opublikowany został w „Głosie Szydłowieckim”. Będzie to z pewnością nie lada gratka dla zainteresowanych postacią Supłatowicza, Armią Krajową w Szydłowcu, a także dla sympatyków pomysłu Wiktora Cieleckiego na „indiańską drogę” w Szydłowcu. 

Poniżej pełna treść artykułu i wywiadu ze Stanisławem Supłatowiczem – Sat Okhem:

 

Szczupła, wysportowana sylwetka. Wśród dość długich, siwych włosów – malutki warkoczyk. Twarz gładka bez śladu zarostu, sprawia wrażenie mocno opalonej. Oczy bystre, spojrzenie uważne. No i ten strój, który nie jest przebraniem, lecz oznaką przynależności do plemienia Indian Kanadyjskich Shawnee. Strój, który ma prawo nosić syn Wielkiego Orła wodza tego plemienia. Stanisław Supłatowicz – Sat Okh, pan o nienagannych manierach i ujmującym sposobie bycia rozmawia ze mną w domu swego przyjaciela Tadeusza Barszcza w Szydłowcu.

Irena Przybyłowska – Hanusz: Proszę się przedstawić naszym czytelnikom.

Sat Okh: urodziłem się 15 kwietnia 1922 roku, znak zodiaku Baran. Moje indiańskie imię Sat Okh znaczy Długie Pióro. W Polsce, w dokumentach używam imienia i nazwiska Stanisław Supłatowicz

I.P. H.: Jest pan zatem pół Indianinem?

Sat Okh – Nie, według praw Indian byłbym metysem, gdyby mój ojciec był biały. Indianie kierują się prawami przyrody i uważają, że o tym jaka wyrośnie roślina decyduje ziarno, nie gleba.

I.P.H. – Proszę opowiedzieć o swojej polskiej rodzinie.

Sat Okh –Moja babka Okulska była obywatelką ziemską. Od wielu, wielu lat nie żyje, jest pochowana na cmentarzu w Radomiu. Z Radomia pochodziła moja matka wnuczka powstańca z 1863 roku, Stanisława Okulska. Była działaczką niepodległościową, działała w konspiracyjnych piątkach. Wyszła za mąż za Supłatowicza. W 1905 roku za swoją działalność patriotyczną została skazana na dożywocie i zesłana na Syberię. Miała wówczas 19 lat. Jej męża zakatowano, zmarł. Zesłańcy co pewien czas organizowali ucieczki, w jednej z nich wzięła udział moja matka. Wraz z grupą uciekinierów przedostała się przez cieśninę Beringa na Alaskę, a potem do północnozachodniej Kanady. W drodze rozchorowała się. Wówczas towarzysze niedoli zostawili ją w szałasie, a sami zaczęli szukać pomocy. Chorą znaleźli Indianie, zaopiekowali się nią i wyleczyli.

I.P.H.- Jakie były dalsze losy pani Stanisławy Supłatowicz?

Sat Okh – Moja matka zamieszkała wśród Indian należących do plemienia Shawnee. Otrzymała imię Biały Obłok. Poślubiła wodza zwanego Wysokim Orłem i urodziła synów Tan To (Żelazne Oko) i Sat Okh (Długie Pióro) oraz córkę Spadającą Gwiazdę.

I.P.H.- Czy Biały Obłok miała jakieś kontakty ze społecznością ludzi białych?

Sat Okh – Są trzy grupy Indian Kanadyjskich. Pierwsza mieszka w takich rezerwatach, jak w USA. Druga grupa to mieszkający za 50 równoleżnikiem myśliwi. Trzecia określana jest mianem „Ukryte wioski” i ci Indianie nie stykają się z białymi, broń od białych kupują za pośrednictwem Indian myśliwych. Moja matka należała do plemienia Indian tej trzeciej grupy.

I.P.H. – A jednak znalazł się pan z matką w Polsce. Jak to się stało?

Sat Okh- Od przyjaciela Skaczącej Sowy, który na polowaniu spotkał białych, a wśród nich Holendra, którego ojciec był budowniczym Gdyni matka dowiedziała się, że Polska odzyskała niepodległość. Obudziło to w niej tęsknotę, nostalgię, pragnienie odwiedzenia ojczyzny i dawno nie widzianej rodziny. Za zgodą męża, w towarzystwie syna Sat Okha w 1938 roku przyjechała do Polski.

I.P.H. – Czy przygotowania do podróży były bardzo kłopotliwe?

Sat Okh – Tak, Indianie nie chcieli przyjąć obywatelstwa ani Stanów Zjednoczonych, ani Kanady. Nie mają paszportów tylko karty plemienne, co utrudnia wyjazd za granicę. W momencie wyjazdu do Polski musiałem mieć stosowne dokumenty, wówczas to otrzymałem imię i nazwisko Stanisław Supłatowicz.

I.P.H.- Pierwsze miesiące pobytu w Polsce były trudne?

Sat Okh – Tak, tym bardziej, że nie znałem języka polskiego, ponieważ od ukończenia 5 lat wychowywałem się wśród mężczyzn. Siostrę, która wychowywała się wśród kobiet matka uczyła po polsku.

I.P.H. – Jakie były pana losy wojenne?

Sat Okh- W maju 1941 roku zostałem uwięziony przez gestapo . Uciekłem z transportu do Oświęcimia. Dostałem postrzał w nogę, złamałem rękę. Zaopiekowali się mną partyzanci z oddziału AK „Bończy”. Kurowałem się w leśniczówce nad Czarną. Zagarnął mnie oddział Tadeusza Barszcza „Pioruna”. W szeregach III batalionu 72 pp.leg. walczyłem do końca wojny jako podchorąży „Kozak”. Z tego okresu datuje się moja przyjaźń z Tadeuszem Barszczem „Piorunem” i pochodzącym z Radomia, obecnie mieszkającym w Gdyni Bogdanem Majewskim „Burzą”. Uważam ich za braci.

I.P.H. – Co było po wojnie?

Sat Okh – Byłem aresztowany za przynależność do AK. Groziło mi zesłanie na Wschód. Ostatecznie skierowano mnie do marynarki wojennej. Pływałem na trałowcach, oczyszczaliśmy morze z min, potem w łodziach podwodnych, a w latach sześćdziesiątych na „Batorym”. Wtedy dopiero odwiedziłem rodzinę w Kanadzie.

I.P.H.-Jak ułożyły się losy pana rodziny?

Sat Okh- Mój ojciec Wysoki Orzeł zmarł mając 105 lat. Matka umarła w Polsce. Starszy brat Żelazne Oko mieszka na północy Kanady, ma do mnie żal, że mieszkam wśród białych. Siostra Spadająca Gwiazda działała na rzecz praw Indian. Według jej projektu urządzono w 1967 roku pawilon na „Expo”. I ona i jej mąż Mohak zostali zamordowani przez nieznanych sprawców. Trójka ich dzieci wychowuje się w rezerwacie. Ja mieszkam w Gdańsku Wrzeszczu z żoną Wandą. Mamy wspaniałą córkę Krystynę, która poślubiła Kanadyjczyka i mieszka w Kanadzie, właśnie się do niej wybieramy w odwiedziny..

I.P,H. – Jest pan pisarzem, autorem znanych książek. Jakie były początki pana twórczości literackiej?

Sat Okh- Zacząłem od pisania wierszy. W wydawnictwie skrytykowane je, stwierdzono, że są zbyt sentymentalne. Moja znajoma, znana wówczas warszawska tancerka pani Batmajer, namówiła mnie, abym pisał prozą. Zachęciła, abym zwrócił się do pisarza Jerzego Broszkiewicza. Otrzymałem od niego wiele cennych rad. W 1958roku ukazała się pierwsza moja książka „Ziemia Słonych Skał”, w 1959 „Biały mustang”, który znalazł się na liście lektur szkolnych, potem ukazywały się następne.

I.P.H. – Dlaczego na niektórych książkach , takich jak np. „Fort nad Athabaską” obok pana nazwiska widnieją słowa Yacto Oya?

Sat Okh – W języku Irokezów Yacta Oya znaczy Samotny. Jeden z moich białych przyjaciół był poważnie chory. Nie miał pieniędzy na leczenie, a był zbyt dumny, by je ode mnie przyjąć. Dałem mu więc imię Yacta Oya i uczyniłem współautorem moich książek.

I.P.H. – Którą ze swoich książek najbardziej pan ceni?

Sat Okh – „Głosy prerii”, ponieważ ukazałem w niej wszystko, co u Indian jest prawdziwe.

I.P.H. – Czy nie myśli pan o napisaniu autobiografii?

Sat Okh – Moją autobiografią jest pierwsza książka, jaką napisałem „ Ziemia Słonych Skał”.

I.P.H. –Czym jeszcze się zajmuje Sat Okh?

Sat Okh – Maluję, jeżdżę na spotkania, opowiadam o życiu Indian. W oparciu o ich kulturę uczę właściwego stosunku do przyrody, życzliwości dla ludzi, szacunku w stosunku do kobiet. Jestem duchowym opiekunem Ruchu Indian – polskich propagatorów kultury indiańskiej, których pierwszy zjazd odbył się w 1977 roku.

I.P.H.- Kiedy odwiedzi pan znów Szydłowiec?

Sat Okh – Kiedy wezwie mnie porucznik „Piorun”, może jesienią.

I.P.H. – Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia jesienią.

Sath Okh był za swoją działalność wielokrotnie odznaczany. Otrzymał Krzyż Walecznych, Medal Wojska Polskiego, Krzyż Armii Krajowej, Odznakę Akcji „Burza”, Odznakę Korpusu „Jodła”. Znany był ze swojej niezwykłej odwagi, dlatego nadano mu pseudonim „Kozak”.

Stanisław Supłatowicz Sat Okh zmarł w Gdańsku i tam został pochowany 3 lipca 2003 roku. W 2000 roku w Wymysłowie koło Tucholi z wcześniejszej inicjatywy Sat Okha i członków Polskiego Ruchu Przyjaciół Indian powstało Muzeum Indiańskie.

Wywiad przeprowadziłam dla „Głosu Szydłowieckiego” przypuszczalnie w 1994 roku. Został zamieszczony na stronach 12 i 16.